*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 8 kwietnia 2010

Kto kogo dyskryminuje?

Wstęp do notki <– klik
Nareszcie! Nareszcie coś rozsądnego, bo przy marcowej nowelizacji ustawy antynikotynowej (mnie bardziej pasowałoby jednak pro-) nasłuchałam się różnego rodzaju bzdurnych dyskusji i argumentów. Teraz jest trochę lepiej, chociaż i tak sądzę, że można by jeszcze zmienić to i owo…
Jak byłam młoda i głupia, (czytaj: miałam jakieś 15 lat) nauczyłam się palić. Palący wiedzą o co chodzi: „mama idzie” i te klimaty ;) Oczywiście przyznaję się bez bicia, był to dla mnie sposób na szpanowanie i umocnienie swojej pozycji w towarzystwie :) Wiecie jaką byłam sensacją? Paląca wzorowa uczennica! Wszyscy mi zazdrościli :P Kiedy byłam w liceum, paliłam tak trochę na przekór życiu… Ale nigdy nie paliłam dużo. Może kilka papierosów na tydzień… Nigdy regularnie. Zawsze w towarzystwie. Na studiach zdarzało mi się jeszcze popalać do piwa, ale potem absolutnie przestało mi to smakować. Zresztą, co ja piszę, nigdy nie smakowało :) Ale później zaczęło mnie zwyczajnie odrzucać. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam fajkę w ręce, nie wspominając o ustach :)
Dzisiaj nie palę i w wielu sytuacjach przeszkadza mi dym papierosowy. Nie jestem może jakoś szczególnie „nawiedzona” jeśli o to chodzi i jestem w stanie iść z palącą koleżanką do kawiarni i usiąść w części dla palących. Nikogo nie nawracam (oprócz Franka! jak mnie wkurza, że on pali!) i generalnie to czy ktoś pali, czy nie, zwisa mi i powiewa. Pod warunkiem, że nie jestem zmuszana do tego, żeby wdychać smród papierosowy i przesiąkać dymem,wtedy, gdy absolutnie nie wyrażam na to zgody. Nie ma mowy o paleniu w moim mieszkaniu. Chcesz palić? Wypad na balkon. Nieważne, że na dworze minus dwadzieścia… Tyle, że to jest moje mieszkanie i mam prawo o nim decydować. Gorzej sprawa wygląda w tak zwanej „przestrzeni publicznej”.
No właśnie i tu zaczynają się schody. Jak słuchałam tych różnych debat, że wprowadzenie zakazu palenia w restauracjach, czy w ogóle w miejscach publicznych, będzie dyskryminacją osób palących, szlag jasny mnie mało nie trafił. Bo ja się pytam, co w takim razie z dyskryminacją osób niepalących?? Kiedy siedzę w restauracji, czy kawiarni i chcę zjeść śniadanie/obiad/deser/kolację (niepotrzebne skreślić) a ktoś obok uprzykrza mi posiłek paląc, uważam, że to jest właśnie dyskryminacja.  Jestem zmuszana do tego, żeby wdychać dym, co powoduje, że przyjemność z jedzenia jest dużo mniejsza, żeby nie powiedzieć – żadna. Ktoś może powiedzieć, że tym samym jest zmuszanie palacza, żeby nie palił. Ale przepraszam, co jest normą? Wydaje mi się, że normą jednak jest niepalenie, bo papierosy to jakby nie było nałóg. Każdy nałóg uznawany jest za coś odbiegającego od normy i negatywnego. No i wiadomo, że dobre dla zdrowia to nie jest. 
Więc kto komu wyrządza większą krzywdę? Dlaczego ja mam ustępować czyjejś zachciance? Uważam, że to jednak palący zawsze powinni ustępować niepalącym. Palacze, mówicie sobie co chcecie, ale dla mnie palenie nie jest czymś lepszym od niepalenia, ale na odwrót, więc dlaczego lepsze ma ustępować gorszemu?
Wkurza mnie strasznie palenie na klatkach schodowych, bo to już nie chodzi tylko o przestrzeń publiczną, ale dym czuć również u mnie w domu. Nie rozumiem, dlaczego mam akceptować taką sytuację? Jak już wspomniałam, nie godzę się również, aby ktoś palił w  momencie, gdy jem. Ale chciałam też powiedzieć, że w zasadzie nie mam nic przeciwko niewprowadzaniu zakazu palenia w pubach. Pewnie, że nie jest fajnie wracać po imprezie w ubraniu przesiąkniętym dymem, ale jakoś tak jest to miejsce, gdzie ewentualnie mogę na to machnąć ręką. Ale to jest w zasadzie wyjątek. Uważam, że we wszystkich innych miejscach publicznych palenie powinno być zabronione. Niech sobie będą jakieś wydzielone pomieszczenia – ale nie tak, że przy stoliku pod oknem zakaz palenia obowiązuje, a przy tym obok drzwi nie…
Palacze, mówcie sobie co chcecie, ale nie rozumiem Waszego oburzenia. Nikt Wam palić nie każe. Nikt Wam też tego nie zabrania – zabrania się Wam co najwyżej wymuszania na osobach niepalących akceptowania sytuacji, w której trujecie innych.  
Wszak palenie nie jest niezbędne do życia…