*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 14 lutego 2010

Przebimbane

Otóż ten weekend mam wycięty z życiorysu :)) W sensie takim, że nie zrobiłam nic pożytecznego. No może oprócz zdania pracy do dziekanatu w sobotę o 9. Potem to już tylko sobie bimbałam. Nic mi się nie chciało. Nawet na bloga jakoś nie zajrzałam, choć to mi się rzadko zdarza.

Z uczelni poszłam z dziewczynami z grupy na śniadanie, herbatę i takie tam. W ten sposób rozpoczęłam odmóżdżanie. I to niemal dosłowne, bo jak potem wracałam do domu, wsiadłam w tramwaj i zapomniałam z niego wysiąść :) W końcu jednak do domu trafiłam i myślałam o tym jak bardzo nie chce mi się robić obiadu :) Uratowała mnie mama Franka, która zadzwoniła, że mam przyjść do nich na obiad. Posiedziałam tam do wieczora, bo jego rodzice organizowali sobie ostatki  i zostałam na tej imprezce nawet dłużej niż sam Franek, który musiał iść do pracy na nockę. Potem byłam umówiona z Juzką. Piwkowałyśmy i prowadziłyśmy poważne i mniej poważne rozmowy a po północy stwierdziłyśmy, że warto by się gdzieś zabawić. Wyruszyłyśmy na podbój klubów.

Postanowiłyśmy, że pójdziemy wreszcie gdzieś indziej niż zwykle, ale albo trzeba było płacić za wstęp albo nie czułyśmy się trochę staro, bo średnia wieku wynosiła 16 lat :) I ostatecznie wylądowałyśmy tam, gdzie zawsze. Trafiłam na kliku fajnych tancerzy, więc wreszcie się wyżyłam jeśli o to chodzi. Niestety sporo facetów było dość nachalnych i niemal musiałam jednego na drugiego napuszczać :) Przyznać muszę, że takie wypady bywają bardzo dowartościowujące. A wczoraj już w ogóle miałam w sobie jakąś moc przyciągania, bo się dosłownie nie mogłam opędzić od adoratorów. Juzka zresztą też, zresztą w pewnym momencie musieli ją siłą na parkiet ciągnąć, bo jakoś nie rozumieli, że ona naprawdę na chwilę obecną ma dość :/ W każdym razie było bardzo miło, sympatycznie, nasłuchałam się komplementów, ale byłyśmy tam chyba tylko godzinę, bo to się zrobiło naprawdę męczące.

Dlaczego kolesie nie potrafią się po prostu bawić tylko od razu się biorą za podryw? Po trzeciej ewakuowałyśmy się stamtąd prosto do miejsca pracy Franusia, od razu się poczułam bezpieczniej, jak już nie musiałam niczego nikomu tłumaczyć, tylko wszyscy na własne oczy widzieli, że Franek jest mój a ja jego :) Kiedy idę na imprezę potańczyć, to naprawdę nie widzę nic złego w tym, żeby ewentualnie potańczyć z innym facetem. Zwłaszcza gdy tańczy dobrze. Ale jak już zaczyna mnie obejmować albo robi podchody, żeby mnie pocałować w policzek, to niestety, ale coś się koledze pomyliło i nie wiem dlaczego oni myślą, że jak tańczę, to jest to jakiś rodzaj gry wstępnej.
Ale grunt, że było fajnie :) A nad ranem mogłam się wtulić we Franka i zasnąć.

Niestety już po trzech godzinach się obudziłam i cały dzień się snułam :) Niespecjalnie przytomna, dodam :) Franek też się snuł, bo jednak po nocce był, ale spędziliśmy kilka godzin razem jak na Walentynki przystało :)
Taa, bardzo produktywny weekend, nie da się zaprzeczyć ;)