*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 25 grudnia 2008

Wieczerza wigilijna

To się objadłam ;) Od wczorajszego wieczora oczywiście prawie cały czas coś się je. Same pyszności. Aż się źle czuję dzisiaj, mam nadzieję, że na dłuższą metę takie obżarstwo mi nie zaszkodzi :) Wieczerza wigilijna jest na pewno inna w każdym domu, nie wspominając już o regionach. Ja od dziecka byłam przyzwyczajona do tych samych potraw i ze zdumieniem przyjmowałam fakt, że gdzieś nie jada się podczas Wigilii zupy grzybowej albo pierogów. U nas Wigilia rozpoczyna się (oczywiście pomijam dzielenie się opłatkiem :)) zupą grzybową. Jeśli ktoś chce to z chlebem. To jest jedyny dzień w roku, kiedy jemy zupę z suszonych grzybów. Później mamy przeważnie pierogi z kapustą i grzybami oraz uszka i barszczyk do popicia. Następnie na stół wjeżdżają wigilijne gołąbki – bez mięsa. A potem karp smażony i w galarecie. Poza tym zawsze mamy śledzie. To są pozycje obowiązkowe u nas, bez których dla mnie po prostu nie byłoby Wigilii. Koniec kropka. Zresztą dania te jemy (no może poza barszczem i śledziami) tylko w tym dniu, pewnie dlatego tak bardzo kojarzą mi się ze świętami. Na koniec, na taki jakby deser, zawsze jemy kutię. Nie wiem czy wiecie co to jest: zmielony mak, pszenica, orzechy, rodzynki i miód. My dodajemy jeszcze wody, żeby nie była za słodka. Jada się ją obowiązkowo bardzo zimną. Może nie ma u nas typowych dwunastu dań, ale zawsze sobie tak policzymy, żeby potraw jednak było dwanaście i tym sposobem wczoraj zjadłam:
1. zupa grzybowa
2. chleb
3. pierogi
4. uszka
5. barszczyk
6. śledź
7. śmietana :P
8. gołąbki
9. karp smażony
10. karp w galarecie
11. kutia
12. wino

Jest dwanaście? Jest :PP Co z tego, że troszkę naciągane. No i nie mogę nie wspomnieć o tym, że mamy na stole wigilijnym również „potrawę”, która prawdopodobnie w niewielu domach się na tym stole znajduje. Jest to tak zwana trzynasta potrawa, mianowicie coca cola :PPP Chodzi o to, że podobnie jak większość tych potraw, cola pojawia się u nas tylko na święta :) Na co dzień jej nie pijemy, więc Wigilia bez coca coli to byłaby dziwna jakaś. To taka nasza rodzinna tradycja :) Po wieczerzy idziemy zawsze do drugiego pokoju, gdzie pod choinką czekają na nas prezenty. I najmłodszy w rodzinie te prezenty rozdaje – wypada na moją siostrę. Pies jej pomaga :) Bo on oczywiście też dostaje swój prezent. Później jest czas na nacieszenie się prezentami i swoim towarzystwem. Muszę przyznać, że w tym roku Aniołek (bo u nas pod choinką prezenty zostawia Aniołek) był wyjątkowo hojny. Nie będę się tu wszystkim chwalić, ale dostałam mnóstwo rzeczy, które sprawiły mi ogromną radość – od kosmetyków, po śliczny sweterek, który pasuje na mnie jak ulał (widać, że mama posłużyła Aniołkowi za manekin, bo wszystkie trzy – razem z moją siostrą mamy ten sam rozmiar :)). Poza tym dostałam aż trzy książki, w tym od rodziców Franka (czyli w tym wypadku nie od Aniołka lecz od Gwiazdora:) „Blubry Starego Marycha” – jego tato uparł się, żeby mnie poznańskiej gwary nauczyć :) A od Franusia (to znaczy od Gwiazdora) dostałam bransoletkę, książkę, ulubione żelki i… grę komputerową „Gotowe na wszystko” :) Coś trochę w stylu Simsów. Kochany Franuś.
Ponieważ w tym roku nikt nie dostał żadnej gry zespołowej, zabraliśmy się wieczorem za grę z zeszłego roku, czyli Scrabble. Mój tata był niekwestionowanym mistrzem w tej grze. Był, bo uwaga uwaga, uczeń przerósł mistrza. Teraz to ja jestem najlepsza :) Wczoraj wygrałam dwa razy kiedy graliśmy w czwórkę, a dziś w pojedynku jeden na jednego pokonałam tatę pięćdziesięcioma punktami :D W ostatniej chwili, należy dodać, bo pojedynek był zacięty :)
No i tak sobie spędzam te święta. Oprócz tego pouczyłam się troszkę, odwiedziłam koleżankę, poczytałam, no i bawię się w Gotowe na wszystko :) Cudnie jest. Ale… trochę mi smutno. Nie wiem czemu właściwie, bo jakiś ten smutek niezdefiniowany jest. Doszłam dziś do wniosku, że może… tęsknię za Franusiem? Eh, bo człowiek to taki niewdzięczny jest, zawsze coś mu nie pasuje… :)