*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 27 grudnia 2013

Łyse myśli

Kolejny przystanek - Poznań. Czyli, jak to określiła moja mama, wracamy do Warszawy na około. 
Przyjechaliśmy wczoraj na obiad. Fajnie, że akurat Dorota skorzystała z okazji i się z nami zabrała, to trochę pogadałyśmy. Jutro też jestem umówiona z nią i Juską na wieczór.
Ale dzisiaj mi trochę łyso. 
Żal mi, że już po świętach. Zawsze jest tak samo - tyle oczekiwania, a potem chwila i czar naprawdę pryska. Te święta były trochę inne niż zawsze. Choćby dlatego, że bez Rokiego :( Wspominaliśmy, jak się cieszył na prezenty pod choinką, jak nas wołał, żebyśmy już odeszli od stołu... Wiem o czym piszę! On naprawdę już w momencie, gdy zawiązywaliśmy mu jego "krawat" (czyli kokardkę) wiedział, że jest Wigilia i wiedział, że pod choinką znajdzie coś dla siebie. Kiedy za długo siedzieliśmy przy stole, zaczynał szczekać i biegł do pokoju. Nie przestawał, dopóki nie wstaliśmy i nie usiedliśmy przy choince. A potem wywęszył zawsze paczuszkę dla siebie i próbował ją otworzyć łapką...Czasami naprawdę bardzo go brak.
Ale mimo wszystko, święta były naprawdę miłe, szkoda, że krótkie.
Dzisiaj od rana byłam "w pracy". Mimo, że teoretycznie ten najgorętszy okres już minął, cały czas coś się dzieje i spokoju jeszcze nie mamy. Czekam z utęsknieniem na czas, kiedy będę mogła się trochę w pracy ponudzić :) Ale póki co, cieszę się, że nie muszę być w pracy fizycznie a jednocześnie mogę robić swoje. Czas minął mi jednak błyskawicznie. Nie wiem, czy mogłabym tak pracować zawsze - potrzebuję jednak mieć wyraźnie oddzieloną sferę prywatną od zawodowej - to jest fajne udogodnienie, ale dobrze to ktoś wymyślił, że do pracy się chodzi :D
Wracając do tego, że mi łyso. Lekki dołek mnie złapał. Sama nie wiem dlaczego. W dodatku wieczorem dowiedziałam się, że nie uda się w te święta spotkać z hiszpańską Anią :( Miałyśmy w planie się zobaczyć, ale okazało się, że nagle coś jej wypadło i już jutro rano wyjeżdża. Szkoda. Coś nam się ostatnio nie składa. Najlepiej byłoby, gdybyśmy się z Frankiem po prostu wybrali do Hiszpanii (wybieramy się już dwa lata), ale w naszej sytuacji nawet to teraz jest mało realne. Trudno :( Nie zobaczę się z dziewczynami jeszcze przez kolejne pół roku.
Ale cieszy mnie przynajmniej perspektywa jutrzejszego spotkania z Juską i Dorotą. Przyznam, że strasznie dziwna jest świadomość, że one są tuż obok - dokładnie dwa bloki dalej. Odwykłam od tego :)