*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 20 maja 2010

Rewolucja.

Co to się dzieje! Prawdziwe zmiany się szykują i chyba jestem nimi przerażona. Nie sądziłam, że do tego dojdzie. To znaczy, co ja plotę, pewnie, że sądziłam, a nawet byłam pewna, że w końcu ten dzień nastąpi. I nawet czasami mi się wydawało, że chyba tego chcę. No i znowu plotę – chciałam tego. Ale jak się stało, to nagle podwinęłam mój ośli ogonek (chyba muszę zmienić nick z Margolki na Osiołka :P) i nagle zaczęłam szukać tylnego wyjścia. 

No to co się dzieje? Otóż wyprowadzam się. Klamka zapadła i nawet nie wiem jak to się stało. We wtorek wieczorem byłam pewna, że nigdzie się nie ruszę, że żadnych zmian, koniec kropka. I nawet się modliłam, żeby sytuacja sama się rozwiązała, a najlepiej rozpłynęła w powietrzu bez żadnych decyzji podejmowanych przeze mnie.No i sobie wymodliłam, bo rzeczywiście decyzja podjęła się jakby sama, choć ku mojemu zdziwieniu okazało się, że rewolucja jednak będzie.

Mało tego. Wyprowadzam się i zamieszkam… No, zgadnijcie z kim? Z Frankiem! To się stało tak szybko i tak nagle, że jeszcze nie ochłonęłam :) Będę o wszystkim pisać i wszystko wyjaśniać – również wszelkie moje rozterki, ale na razie chyba musi być chaotycznie, bo sama jestem chaotyczna :)

Powiem na razie tyle, że i tak bym pewnie musiała szukać albo nowego mieszkania, albo nowej współlokatorki i już od jakiegoś czasu się tym martwiłam. W poniedziałek rozmowa na temat mieszkania przypadkowo wyszła u Franka w domu, w obecności jego rodziców, którzy się bardzo w tę kwestię wciągnęli. Już na drugi dzień jego mama zadzwoniła do mnie niesamowicie podekscytowana, że znalazła nam mieszkanie do wynajęcia – w sensie, że mi a sama zdecyduję, czy zamieszkam tam sama, czy z Frankiem i że mam się z tym przespać. 

W pierwszej chwili się ucieszyłam. W drugiej przeraziłam. Potem już nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Franek się napalił na ten pomysł i w ogóle nie przyjmował opcji, że miałabym się przeprowadzać sama. 
Bałam się podjąć decyzję, bałam się tego momentu, kiedy będę musiała przyznać, że czas skończyć ze studenckim życiem. No i samo się stało.Gdybym odrzuciła tę okazję, byłabym po prostu głupia. Mieszkanie w cenie najniższej z możliwych, bo to jacyś dobrzy znajomi rodziny Franka, którzy nie chcą na nim zarobić, ale zależy im, żeby ktoś „porządny” tam mieszkał i pilnował chałupy. Nie ma takich cen na rynku. Dwupokojowe, całkowicie wyposażone (tylko telewizor się zepsuł), nowe budownictwo, no i miejsce parkingowe na zamkniętym parkingu. Szok. Nie sądziłam, że może się tak udać. 

Przeprowadzka za miesiąc. Jestem pełna obaw, ale chyba już zaczęłam się cieszyć. Chyba nawet bardzo się cieszę :) Trochę nie tak to miało być, bo nie planowałam z Frankiem mieszkać przed zaręczynami, no ale skoro los sam podsunął takie rozwiązanie… Zaryzykuję.
Następnym razem wyjaśnię te wszystkie moje strachy, wahania i radości…
Ps. Dla moli książkowych, zwłaszcza miłośników Chmielewskiej, nowa notka