*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Nafoczona

O nie ja protestuję! No i gdzie ten weekend? Już po wszystkim? Tak mi czas szybko leci, że się pozbierać nie mogę. Chyba zbyt intensywnie żyję, mam milion pomysłów na spędzenie wolnego czasu i nigdy mi nie starcza czasu na wykonanie wszystkich założeń. 

Było miło – poza jednym takim zdarzeniem, po którym się „nafoczyłam” na Franka. W każdym razie weekendzie zaczął mi się już w piątek o 17 i byłam tak szczęśliwa z tego powodu, że aż pogubiłam buty:) A tak serio, to biegłam na autobus i kiedy właśnie przebiegałam przez jezdnię na czerwonym świetle spadł mi lewy but.  Trochę to potrwało zanim się pozbierałam, ale na szczęście kierowca widząc, że tak mi się spieszy zaczekał na mnie :) Wieczorkiem wyciągnęłam moją współlokatorkę – lekko skacowaną zresztą – na basen. Jak marudziła, że głowa ją boli, przypomniałam jej, że kiedy ostatnio ja umierałam na drugi dzień po imprezie, argumentowała, że to najlepszy sposób na kaca:)
A w sobotę zrobiliśmy sobie z Franusiem wycieczkę rowerową. Po godzinie miał już dość i marudził, że go zmuszam do takiego wysiłku. No i z całodziennej wycieczki rowerowej jaką mi obiecał ku mojemu niezadowoleniu zrobiła się dwugodzinna. I to jeszcze z przerwą na godzinny odpoczynek na działce jego rodziców. Na osiemnastą oczywiście obowiązkowo musieliśmy być w domu bo co? Bo Euro. Franek stracony dla świata na najbliższe – ile trwa Euro? – cztery tygodnie? 
W niedzielę od rana byłam zwarta i gotowa, bo mój luby obiecał mi ze pójdziemy na Jarmark Świętojański, gdzie NA PEWNO dostanę moje ulubione żelki smerfy. I.. są :) Uwielbiam je. Mniam. Pozostałą część niedzieli spędziłam na rozmrażaniu lodówki, czytaniu i jeździe na rolkach. No i wreszcie nadeszła TA godzina, czyli 20:40. Franek razem ze znajomymi zarezerwował stolik w pubie. Umówiliśmy się na 20:00 i jak tylko dotarliśmy na miejsce. Franek… zapomniał o moim istnieniu. No jak się wkurzyłam!! Oprócz nas były tam jeszcze dwie pary i oczywiście Mietek zatroszczył się żeby zająć miejsce Mietkowej, Jacek siedział obok Karoli, a ten co? Po jakichś 10 minutach dopiero się zorientował, że siedzę w zupełnie innym miejscu. I obraziłam się na niego! Tak właśnie, że tak i nikt mnie nie przekona, że nie miałam do tego prawa. Ja wiem, że mecz, że piłka, że Niemcy, ale do jasnej Anielki! Wypadałoby, żeby zwrócił na mnie od czasu do czasu uwagę! Więcej z  nim nie wychodzę. Koniec kropka. Postanowiłam sobie, że jestem nafoczona i już o! :) I niech sobie nie myśli.