*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 10 listopada 2009

Wspomnienia weekendowe.

Widzę, że cykl o moich facetach się spodobał :) A powiem Wam, że ja to kochliwa byłam zawsze i musiałam zawsze znaleźć sobie obiekt westchnień, więc trochę perypetii tego typu miałam. Już mnie pytają niektóre z Was o Krzyśka. A inne wspominają o ważnej rzeczy – przecież jeszcze nigdy nie napisałam jak to był na początku z Frankiem :) Więc niniejszym obiecuję: będzie! :)
A jutro wolne :) W Poznaniu to jest bardzo fajny dzień, bo oprócz Święta Niepodległości jest też święto jednej z ulic i fajne imprezy się tam odbywają. Stwierdziłam wczoraj z Dorotą i Juzią, że tak powinno być co tydzień – wolna środa. Wtedy poniedziałek pozostałby poniedziałkiem, ale wtorek już stałby się prawie jak piątek, a czwartek jak poniedziałek, tylko bez wtorku, środy i czwartku, bo w piątek już piątek :P Nie mogłam się oprzeć, żeby nie napisać tego wywodu. W każdym razie pointa jest taka, że fajnie jest mieć krótki weekend w środku tygodnia :)
A tak a propos weekendu to znowu poszłam w tango i znowu było super :) W piątek wyruszyłyśmy z Dorotą, Juzką i siostrą Doroty, Evitą na imprezę. Najpierw miałyśmy rozgrzewkę w domu przy piwkach. Można było usłyszeć na przykład tego typu rozmowy:
D: Najlepsze piwo to było 10,5. Od niego zaczynałam Evita, Ty jesteś za młoda, żeby je znać.
E: Ale za to EB pamiętam.
M: Ee tam, EB było niedobre. Najlepsze piwo jakie piłam to Ryan. Kurczę, mam do niego sentyment.. Normalnie Ryan to… to… to smak mojego dzieciństwa :D
Uhahane trafiłyśmy w końcu do klubu. Tańczyłyśmy do upadłego. Evita doprowadziła nawet dwóch gości do tego, ze się zaczęli rozbierać ;) Ja natomiast wylałam całe piwo. Nie mogę go odżałować do dziś. Ale dziewczyny były dobre i podzieliły się ze mną swoim. Zmyłyśmy się przed piątą a wracając dostałam prawdziwej pijackiej czkawki :P Nie mogłam się jej pozbyć! Tak więc jeśli, któraś z Was widziała taką jedną czkającą w autobusie linii nocnej 23końcówki nie pamiętam, to była Margolka :) W domu oczywiście czekał na mnie Franuś i utulił mnie do snu. W sobotę jak zwykle wstałam rześka, posprzątałam i napisałam kolejną stronę magisterki. I zaczęłam odczuwać zakwasy na szyi. Dorota ma to samo, a to znak, że bawiłyśmy się świetnie :)
Ah, i taki szczegół… Trafiłyśmy do tego samego klubu, co jakiś czas temu. Wiecie, z DJem, tym od chemii. Tego wieczoru też tam grał. Zamieniłam z nim parę słów, ale bez sensacji, on był zajęty, mnie się nie chciało czekać do końca imprezy. Kontynuacji nie będzie ;)) Już mi przeszło. Tamte emocje zdążyły ostygnąć przez dwa miesiące. I bardzo dobrze :) Za to zawarłam znajomość z Barmanem :P Jeszcze trochę i nawet Babcia Klozetowa będzie moją kumpelą. Jak zatrudnią takową ;)
No i tak spontanicznie wyszło o weekendowym imprezowaniu. Niech będzie i tak. Planowaną dzisiejszą notkę odłożę na inny dzień ;)