*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 24 czerwca 2015

Dobre czarne dni :)

Byliśmy wczoraj z Wikingiem w odwiedzinach u Leosia i jego mamy. Z mamą Leosia poznałam się w szpitalu, leżałyśmy razem na patologii, tyle, że ona była wtedy w 33 tygodniu ciąży i leżała na podtrzymaniu. Nie udało się, Leoś urodził się jako wcześniak, pięć godzin po naszym Wikusiu.
Ależ urósł! Masę urodzeniową miał 2470, a Wiking 2670. Teraz Leoś już waży 7kg, Wiking o kilogram mniej. Ten nasz Wiking to jednak kruszynka jest ;) Na co dzień oczywiście tego nie widzę, bo cały czas mam w pamięci to, jak wyglądał po urodzeniu i widzę, jak bardzo urósł, ale przy innych dzieciach naprawdę jest malutki. Niemal każde dziecko przy nim jest duże. Ostatnio na basenie instruktorka myślała, że Wikuś ma dopiero trzy miesiące :)
Za to dzisiaj na zajęciach jedna mama z kolei myślała, że Wiking jest starszy i ma już około 7 miesięcy. Ona sama przyszła z dzieckiem urodzonym 1 stycznia. Ale nie chodziło jej o wygląd, tylko o to, że Wiking cały czas na brzuszek się przewraca, a w dodatku ciągle się ustawia jak do raczkowania. Rzeczywiście Wikinga ulubiona pozycja ostatnio to klęk podparty i kiwa się w nim w przód i w tył. Pełzanie opanował perfekcyjnie, ale z czworaków jeszcze wystartować nie potrafi. Jednak rzeczywiście dzieci, które również urodziły się w styczniu, z którymi się spotykamy, nie są jeszcze na tym etapie jeśli chodzi o ruch. Nie mówię o Leosiu, bo to wcześniak, więc może to miało jakieś znaczenie, ale w ogóle jeszcze nie widzieliśmy pięciomiesięczniaka, który się tak swobodnie porusza. Strasznie śpieszno Wikingowi do tego raczkowania. Ale przecież już u mnie w brzuchu był bardzo ruchliwy. Za to zębów jeszcze ciągle nie ma ;) Ale dziś słyszałam teorię, że to dobrze, bo im później wychodzą zęby, tym są mocniejsze (?)
No, ale w sumie to nie o tym miałam, tylko o tej naszej wizycie wczorajszej :) Zawiązałam Wikinga w chustę i poszłam na przystanek. Pojechaliśmy kawałek autobusem, potem jeszcze parę przystanków tramwajem i już byliśmy na miejscu. Chłopaki poleżeli razem na macie, podali sobie ręce, powspominali stare dobre czasy z porodówki. My zresztą też. To znaczy zamiast leżenia na macie wybrałyśmy siedzenie przy stole... :) Potem nam maluchy zrobiły stereo, bo się zmęczone zrobiły. Miałam zamiar wyjść, ale Paula zaproponowała, żebym spróbowała Wikinga uśpić w wózku. Udało się, więc obaj ucięli sobie drzemkę. Całkiem dobrze się zgrali, bo obudzili się też mniej więcej w tym samym czasie :) Spędziliśmy bardzo przyjemny dzień. 
A późnym popołudniem miałam umówioną wizytę, więc to Franek miał się Wikingiem zająć, wykąpać go (choć to akurat właśnie Franek robi codziennie), nakarmić i położyć spać. Trochę się bałam tego ostatniego, bo to moje zadanie, gdyż Franek ma na to mało cierpliwości, ale kiedy wróciłam do domu o 20:00, było już po wszystkim a mąż właśnie kończył robić kolację dla mnie :) Powiedział, że Wiking był wybitnie spokojny i nawet nie stęknął przy ubieraniu po kąpieli!

Dzisiaj też było fajnie. I nie wiedzieć czemu Dzieciak znalazł sobie nową rozrywkę. Śmieje się do rozpuku ze mnie, kiedy jem. No doprawdy, zabawne bardzo, że matka szczęką rusza... Chichrał się jak szalony.
 
No, wygląda na to, że mamy całkiem dobre dni w tym czarnym okresie, oby tylko tak dalej ;) Tylko znając życie, a raczej Wikinga, skoro to napisałam, to się zepsuje :P Przekora to jego druga natura - po mamusi!