*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 22 czerwca 2009

No jestem, jestem z tą relacją :)

To było takie prawdziwe wiejskie wesele. To znaczy ja zawsze bywałam tylko na weselach w miastach, więc trudno mi powiedzieć jak wyglądają wesela na wsi, ale właśnie tak je sobie wyobrażałam:) Klimat niepowtarzalny, nie umiem nawet tego opisać. Zabawa była w remizie. A remiza była na zupełnym odludziu, wokół tylko żyto… Pięknie było, trzeba to przyznać. Przyznać również trzeba, że pod względem organizacyjnym to było najlepsze wesele na jakim byłam. Widać było, że się Młodzi postarali. Miałam wrażenie, że wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. Dopilnowali najmniejszych szczegółów.Pozazdrościć, naprawdę, bo też chciałabym, żeby do mojego wesela nikt nie mógł się o nic przyczepić ;)
Jadąc tam baliśmy się z Frankiem, że nie będziemy się dobrze bawić, bo byliśmy od strony ojca Pana Młodego jedyną rodziną, reszta nie mogła dojechać. Znaliśmy tylko jego rodzeństwo a cała reszta była nam obca. A jednak mile się zaskoczyliśmy i bawiliśmy się bardzo dobrze. I straszliwie się objedliśmy. Jedzenie też było nieco inne niż na weselach, na których byłam do tej pory. Było bardzo dużo mięsa. Chociaż to pewnie jest raczej cecha regionu, ale zwróciliśmy na to uwagę, bo u nas w Pyrlandii jak sama nazwa wskazuje często najważniejszą częścią dania są ziemniaki i wyroby ziemniakopodobne :), reszta to dodatki. A tam właściwie mięso podawane było bez niczego. Ogólnie było bardzo dobre, ale od północy nie byłam w stanie nic więcej w siebie wcisnąć – ani jedzenia ani picia. Pewnie dzięki temu poszłam spać zupełnie trzeźwa i nie cierpiałam w ogóle z powodu bólu głowy:) Pogoda również dopisała, bo zarówno sobota jak i niedziela były słoneczne i ciepłe.Myślę, że Młodzi mają powody do tego, żeby uznać ten dzień za jak najbardziej udany. Zabawa trwała do 7:30. A my oraz moi rodzice wyszliśmy jako pierwsi już po trzeciej.  Bawiliśmy się bardzo dobrze, ale jednak zmęczenie podróżą dało nam się we znaki. A poza tym musieliśmy wziąć pod uwagę, że w niedzielę czeka nas powrót i trzeba było się wyspać, zwłaszcza Franek. No cóż, nawet dzieci czteroletnie były bardziej wytrzymałe od nas :)
Życzenia Wasze musiały być szczere, bo się wszystkospełniło :) Droga była spokojna i bezpieczna.Zabawa świetna. Główki nie bolały. Nawet Franka, który wypił sporo więcej odemnie, a jednak obudził się wypoczęty i rześki. Buty w ogóle mnie nie poobcierały,rajstopy miałam w takim kolorze, że chodziłam z oczkiem nad kolanem i nie byłogo w ogóle widać. A fryzura się do dziś trzyma – spałamw niej dwie noce a dzisiaj zaspałam do pracy więc na szybko ją tylko uklepałam i nikt się nie zorientował ;) Tak więc widzicie wszystko wyszło perfekcyjnie ;) Aha, i złapałam welon. Pragnę zwrócić uwagę na fakt, ze był to już drugi raz.  Nie ma co, na następnym weselu podczas oczepin uciekam do kibelka!