*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 31 grudnia 2009

Przegląd Sylwestrów ;)

Nic mnie na razie nie trzasnęło i dojechałam szczęśliwie z powrotem do Miasteczka :) Fajnie tak pojechać tylko na trzy dni, zrobić swoje w pracy i wrócić. Wróciłam sama. Franek był jeszcze dziś na nocce w pracy a w niedzielę z samego rana wyjeżdża w góry, gdzie będzie trenował pod okiem instruktora jazdę autobusem w warunkach ekstremalnych. Po drodze zahaczą jeszcze o tor poślizgowy gdzieś pod Warszawą. Nie było za bardzo sensu, żeby przyjeżdżał do mnie na chwilę pociągiem. Zobaczymy się dopiero za niecałe dwa tygodnie i nawet się z tego trochę cieszę – od kliku lat nie rozstawaliśmy się na dłużej niż parę dni i jestem ciekawa jak to będzie.
A tymczasem siedzę sobie w domku pod kocykiem z Rokusiem leżącym na moich nogach i szykuję się na Sylwestra ;) W sensie mentalnie się szykuję ;) I przypominam sobie wszystkie wieczory sylwestrowe od 2000 roku…
Wcześniej zawsze spędzałam ten wieczór w domu, zwykle z siostrą, dziadkiem i wujkiem, podczas gdy rodzice bawili się gdzieś na balu. Lubiłam zawsze te wieczory – mogłyśmy siedzieć przed telewizorem i oglądać „dorosłe” filmy i czekać do północy, kiedy to otwieraliśmy szampana dla dzieci i przez okno oglądaliśmy sztuczne ognie. Kiedy byłam trochę starsza, zawsze w tę noc robiłam w pamiętniku podsumowanie mijającego roku i postanowienia na rok następny. Ostatniego takiego Sylwestra spędziłam w nocy 1999/2000.
Później już każdego roku ta noc była inna:
2000/2001 – pierwszy raz spędziłam tę noc poza domem :) Z Dorotą i Jaszczurką, u Jaszczurki w domu :) I nie bardzo wiedziałyśmy co ze sobą zrobić hihi, ale miło wspominam tamtą noc. Może będę miała okazję więcej o niej napisać ;)
2001/2002 – po raz pierwszy spędzałam Sylwestra na domówce z chłopakiem, w którym byłam bardzo zakochana, pamiętacie Krzyśka nie? :) To był ten pamiętny Sylwester, na którym spotkałam również Marcina…
2002/2003 – tym razem byłam na imprezie organizowanej przeze mnie i znajomych w wynajętej sali… Znowu z chłopakiem, którego kochałam, ale już nie Krzyśkiem…
2003/2004 – tę noc spędziłam w domu. 19 grudnia 2003 roku zmarła moja babcia i jakkolwiek okrutnie to nie zabrzmi, żałoba była mi nawet na rękę, bo tamtego roku nie miałam ochoty nigdzie wychodzić… To był zły rok.
2004/2005 – pierwszy Sylwester w Poznaniu, z moim Przyjacielem, kuzynem i jego przyszłą żoną.
2005/2006 – to była bardzo ciekawa noc, również warta opisania, któregoś razu :) Zanosiło się na katastrofę, wyszło zupełnie inaczej…
2006/2007 – Sylwester w Hiszpanii, ze znajomymi no i po raz pierwszy z Frankiem.
2007/2008 – domowa impreza u kolegów Franka, nie było źle, ale nie było też bardzo dobrze, zwłaszcza jak się Franek pokłócił ze swoją koleżanką (z którą, notabene, kłóci się za każdym razem, kiedy się z nią widzi;), zachowują się jak rodzeństwo :))
2008/2009 – miała być fajna impreza z rodziną Franka i była, ale nie skończyła się dobrze. Skończyła się poważnym kryzysem w naszym związku…
To było dziewięć różnych nocy, swoją drogą ciekawy pomysł na cykl notek ;) Dzisiaj dziesiąta… Już od dawna wiedziałam, jak chcę ją spędzić – z Frankiem czy bez niego, chcę być w Miasteczku. I cieszę się, że się udało. Raz na dziesięć lat trzeba sobie zrobić przerwę od imprezowania ;)) Dzisiejszy wieczór spędzę z rodzicami i psem popijając Piccolo. I może jak za dawnych lat, pokuszę się o podsumowanie :)

W nocy 2000/2001 czułam, że zaczyna się nowy etap w życiu – i tak się rzeczywiście stało… Już 6 stycznia 2000 zdarzyło się coś, co bardzo zmieniło moje życie. Podobne odczucia miałam w nocy 2005/2006 i również wtedy się nie pomyliłam, bo rok 2006 także był przełomowy… Dziwne, ale w tym roku znów mam przeczucie, że zacznie się coś nowego… Cóż, czas pokaże.

środa, 30 grudnia 2009

Takie tam różne różności

Tak a propos poprzedniej notki, czy nie wydaje Wam się, że przez tę firmę od soczków Tymbark, ludzie zaczęli pisać „*tymbardziej”, zamiast „tym bardziej”? :) Sama się na tym łapię. No i jeszcze jedno, dostałam wczoraj maila od znajomego nieznajomego, który pisał pięknie, ładnie, poprawnie, ba! nawet z polskimi znakami a na koniec walnął: „pozdrawiam Ruwniesz ciebie goronco” Dacie wiarę? :P No i co ja mam z takim zrobić?
Dobra co ja tu jeszcze chciałam… Aha, bo wszyscy robili podsumowanie świąt. No ja nie zrobiłam, ale chciałam się pochwalić, ze dostałam superancką prostownicę. Taką co to naprawdę prostuje. Bo wcześniej miałam taką jedną co dostałam w spadku po jednej współlokatorce, ale teraz wiem, że to tylko udawało, że prostuje :) Teraz mam taką z prawdziwego zdarzenia :) Za to mama dostała też fajny sprzęcior, jak to wujek określił: „taką odwrotną prostownicę… no taką prostownicę, która podkręca włosy” Czyli w wolnym tłumaczeniu mama dostała lokówkę. No i teraz niszczymy sobie włosy na przemian prostując i lokując :P
Natomiast Franek zawsze ma problem co mi kupić, bo twierdzi, ze nie może mi ciągle kupować: książek, perfum, żelek, czekolad Lindt, biżuterii itd. Jak to nie może? :)) W każdym razie przy każdej okazji ma ten sam problem, bo nie wie co kupić i kupuje wszystko co mu akurat wpadnie w oko:)) Średnio dostaję zawsze cztery prezenty, wszystkie mi się podobają zawsze. W tym roku tak samo i znowu będzie jęczał, że nie wie co mi kupić:) Dostałam jeszcze sporo różnych drobiazgów mniejszych i większych od innych członków rodziny i jak co roku jestem bardzo ukontentowana ;)
Ok, podsumowanie świąt było, a teraz wszyscy robią podsumowanie roku. Ale to ja się jeszcze wstrzymam, bo w końcu zostało jeszcze jakby nie patrzeć 40 godzin tego roku, więc poczekam, wiele się może zdarzyć nie? :P Może jakiś piorun mnie trzaśnie. Tak więc do napisania.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Po polskiemu

Jestem zniesmaczona :/ Na tyle, że aż TO musi się stać tematem mojej notki :) Ja już się całkiem poważnie zastanawiam nad zawieszeniem mojej pisaniny. Powód? W ciągu ostatniego miesiąca zrobiłam 3 – słownie: trzy – błędy ortograficzne!!! Jest to dla mnie ogromna plama na honorze i wprost nie mogę zrozumieć jak do tego doszło. Kiedy piszę ręcznie, byków nie sadzę, rączka wyćwiczona i panuje nad wszelkimi zamknięciami, kropkami, kreskami i ogonkami, natomiast tutaj?
Ja, która uczulona jestem na błędy do tego stopnia, że skreślałam z miejsca chłopaka, który mi się bardzo podobał, tylko dlatego, że zrobił błędy w smsie,
która nie mogę powstrzymać się, żeby kogoś nie poprawić, bo nie bardzo wypada (na przykład kiedy starsza <nieomylna:)> osoba, której należy się bezwzględny szacunek mówi „poszłem” lub „fakt autentyczny”,
która jako jedyna w grupie translacyjnej wiedziałam co to jest pleonazm,
która nie wierzę w absolutnie żadne „DYS-”,
która pamiętam, ze ostatni błąd popełniłam na dyktandzie w roku 2000, gdzie napisałam „książe” zamiast „książę”
zrobiłam błędy! I to jakie!

Pewnie, że zdarza mi się napisać „nie” z imiesłowem przymiotnikowym źle, bo w końcu nie jestem pewna, czy jest to w znaczeniu czasownika, czy przymiotnika. Zdarzają mi się też błędy interpunkcyjne. Zawaham się również zanim napiszę „można by” Ale to co ostatnio wyszło spod moich palców? Napisałam „zdarzać” zamiast „zdążać”; „karze” zamiast „każe”  no i wreszcie ostatnio „po kontach” zamiast „po kątach”. W pierwszej chwili tych błędów nie zauważyłam, nie podkreślił mi ich też edytor tekstu. No bo przecież każdy z tych wyrazów istnieje – i coś się zdarza, i kogoś pokarze (czymś na przykład) no i po kontach też można pobiegać. Tyle, że nie w tym kontekście :// 
Biję się w piersi. Jedyne wytłumaczenie jakie potrafię znaleźć dla tego niewybaczalnego zamachu na naszą mowę polską jest takie, żem jest niewyobrażalnie roztrzepana. Jak jajecznica wręcz. I napisałam te wyrazy w ten właśnie sposób odruchowo – z pamięci klikając na klawisze i nie czytając kontekstu. Coś strasznego. Już się boję ile błENdUw zrobiłam w tej notce :/
A więc teraz prośba. Jak zobaczycie znowu jakiś błąd popełniony przeze mnie gdziekolwiek, apeluję o zwrócenie mi na niego uwagi. Jest w blogowisku kilka strażniczek mowy polskiej podobnych do mnie, więc wierzę, iż nie omieszkają mi takiego błędu wskazać :)) Z tym, że jak znowu zrobię jakiegoś byka to nie wiem, czy nie pójdę się gdzieś zapaść, tudzież zakopać i pisać przestanę skorom tego niegodna.
No dobra, a korzystając z okazji, że już przy ortograficznym temacie jesteśmy, chciałam zaapelować Moje Kochane Ludziki do Was :) Otóż są takie błędy, które nagminnie można spotkać na blogach i nie tylko. Więc może jeśli dziś na te trzy rzeczy zwrócę uwagę , to ktoś zapamięta, że:
- Rozumieć w pierwszej osobie liczby pojedynczej można tylko i wyłącznie bez ogonka :) Czyli nie: „*rozumię” lecz „rozumiem”
- Jeśli idziemy to zawsze stąd a nie „*z tąd” a już broń Boże „*stond” :)
-No i wreszcie coś, na co jestem uczulona. Ludziki Drogie, perfumy są jak drzwi :) Tak zwane plurale tantumhttps://pl.wikipedia.org/wiki/Plurale_tantum. Czy ktoś z Was słyszał, że tam jest jeden drzew? Nie! Tylko jedne drzwi prawda? No to skąd Wam się bierze jeden perfum, czy jedna perfuma? :)
Amen.

piątek, 25 grudnia 2009

Święta nieco inaczej…

Ochhh, uwielbiam ten świąteczny czas. Choć przyznam, że zawsze podczas kolacji wigilijnej mam ochotę zatrzymać czas. Co roku jest tak samo. Ciepło, przyjemnie i wesoło. A przede wszystkim rodzinnie. Tylko raz było inaczej…
Trzy lata temu, kiedy byłam w Hiszpanii, nie bardzo miałam możliwość wrócić na święta do Polski. Początkowo opcja spędzenia Bożego Narodzenia za granicą wydawała mi się zupełnie nie do pomyślenia. Ale potem rozsądek wziął górę nad emocjami i pogodziłam się z tym… Okazało się, że dwie moje koleżanki, które przebywały w Ciudad Real – jakieś 150 km od Cordoby – również nie wracały na święta do Polski. Postanowiłam spędzić Wigilię z nimi. I wiecie co? Mimo, że tęskniłam za domem, było całkiem przyjemnie. Do dzisiaj wspominamy miło tamte święta – było tradycyjnie (na tyle, na ile pozwalała nam Hiszpania ;)), wesoło i naprawdę potrafiłyśmy stworzyć rodzinną atmosferę.
Zaczęło się ciekawie, kiedy o mało nie przesiadłam się do złego autobusu ;) Specjalnie dla mnie zatrzymano autobus jadący w kierunku Ciudad Real ;) Potem było jeszcze ciekawiej, kiedy wysiadłam na dworcu autobusowym, gdzie miała czekać na mnie koleżanka. Nie doczekałam się jej… Ani ona mnie… czekając na dworcu kolejowym :) Błogosławmy telefony komórkowe, bo nie wiem co bym zrobiła ;)
Ale potem było już raczej bezproblemowo. Mama krótko przed świętami przysłała mi paczkę, w której oprócz prezentów były między innymi suszone grzyby i kiszona kapusta :)) Mogłyśmy więc przyrządzić sobie chociaż część wigilijnych potraw. Na przykład zupę grzybową:
 
W hiszpańskim supermarkecie udało nam się dopaść „remolachas”, czyli coś jakby buraki, więc wyszło nam nawet coś jakby barszcz…:
 
…z uszkami :)]
 
Były oczywiście również pierogi z kapustą i grzybami :)
 
W końcu mogłyśmy zasiąść do wieczerzy :)) No same powiedzcie, nastrój trochę był ;)
 
A po kolacji każda z nas zajęła swój kąt w pokoju, dopadła swojego laptopa i połączyłyśmy się z Polską…
 
Nie ma to jak święta w domu. Ale tamto Boże Narodzenie również miało swój urok. Bałam się, że totalnie się zdołujemy i będziemy ryczeć po kątach. A okazało się, że potrafiłyśmy stworzyć taką rodzinną, ciepłą atmosferę. Za domem nadal tęskniłyśmy, ale tu pomogła nam technologia i Skype:) No i oczywiście własne towarzystwo, no bo same powiedzcie, czy wyglądałyśmy na smutne? ;))
 
ZDJĘCIE BYŁO I SIĘ ZMYŁO :)
 
Ps. I uwielbiam tę hiszpańską „kolędę”: klik

czwartek, 24 grudnia 2009

W oczekiwaniu…

Dla stworzenia atmosfery pod tę notkę:) : posłuchaj.
Oj, chciało się napisać, chciało, ale się nie dało :) Wczoraj z samego rana – tuż po szóstej wyruszyłam do Miasteczka. Dojechałam w okolicach dziesiątej i od razu dałam się wciągnąć w wir świątecznych przygotowań. Kierat trwa nadal :) Ale jak wiecie bardzo to lubię.
A tymczasem Franek przygotowuje się razem ze swoją rodzinką w Wielkopolsce. Parę dni temu zjedliśmy „przedwigilijną” kolację :) którą rodzice Franka zawsze organizują z racji tego, że ja zawsze jadę do siebie a i jego brat zwykle spędza święta z rodziną żony. Było prawdziwie i jak zawsze wesoło. Z prezentami, nawet choinka już stała, o czym nie omieszkał przypomnieć Tata Franka:
T: Łukasz, a Ty nawet nie zauważyłeś, że choinka ubrana
F: Jak to nie! Zauważyłem już wczoraj!
T: Aha… No to fajnie, tylko ja ją dopiero dziś ubrałem…
Wieczerza co prawda nie była bardzo wigilijna, ale parę przysmaków się znalazło… No i kultowe jajka w majonezie, bez których żadna impreza Frankowym domu się nie odbędzie :P Kiedy już sobie złożyliśmy życzenia i wymieniliśmy się prezentami, Franek rzekł:
F: No to teraz jak na Wigilię przystało, podzielmy się jajkiem…

A tymczasem dziś… Atmosfera jak co roku… Nieco podniosła. W powietrzu wisi oczekiwanie.W całym mieszkaniu unoszą się zapachy grzybów i pieczonego ciasta. Jak zwykle mama nadzoruje wszystko, wujek zajął się robieniem kutii, dziadek robi ostatnie zakupy,tata przygotowuje karpia w galarecie, siostra ubiera choinkę, a ja tradycyjnie przygotowałam ponad setkę uszek i pierogów. Podobno nikt nie umie zrobić takiego ciasta jak ja – że się Wam pochwalę :) Uczeń przerósł mistrza, bo nawet mama powiedziała, że muszę ją tego nauczyć.
Tak więc przygotowania świąteczne idą pełną parą :)) U Was chyba też.Na blogach zwykłych, codziennych notek brak, wszędzie tylko życzenia i relacje z przygotowań :) Uwielbiam to.
Dziękuję Wam za wszystkie życzenia w komentarzach pod poprzednią notką. Pewnie wiele z Was już dziś tu nie zajrzy, ale święta trwają kilka dni, więc na te dni Moje Drogie:

Życzę Wam wszystkiego dobrego. Niech te nadchodzące dni będą magiczne dla Was i Waszych rodzin. Mam nadzieję, że spędzicie Wigilię oraz Boże Narodzenie w gronie bliskich w ciepłej i przyjemnej atmosferze. Nie zapomnijcie w tym pośpiechu o tym, co jest najważniejsze i dlaczego właściwie te święta obchodzimy. Znajdźcie chwilę na refleksję. Smacznej wieczerzy także życzę oraz wymarzonych prezentów pod choinką :)

Tego wszystkiego życzy Wam Margolka :) 
  BYŁO ZDJĘCIE I SIĘ ZMYŁO :P 

A to Margolka w Wigilię 1986 roku ;) Wersja druga poprawiona :)

wtorek, 22 grudnia 2009

Przedświąteczny apel

Pamiętacie zapewne, że narzekać to ja za bardzo nie lubię. Nie lubię też, jak ktoś za dużo narzeka. No i pewnie się paru osobą dzisiejszą notką trochę narażę. Bo szczerze Wam powiem, że co roku mnie szlag trafia jak słyszę te same narzekania :) Że nie ma śniegu na święta, że nie ma jak dojechać do rodziny na święta, bo jest śnieg. Że mróz, że nie ma mrozu. Że kolejki w sklepach, że tłumy na ulicach i w supermarketach, że drogo, że tanio (nie, dobra, tu przesadziłam, na to nikt nie narzeka :P)… Litania narzekań jest bardzo długa i nie ma sensu, żebym ją tutaj przytaczała.
Apeluję tylko – dajcie spokój :) Co roku jest to samo, czy naprawdę nie szkoda Wam energii? Przecież ten zapał jaki wkładamy w narzekanie można by spożytkować gdzie indziej, na przykład przy świątecznych porządkach. Te tłumy w sklepach i na ulicach też mają jakiś urok mimo wszystko, moim zdaniem również przyczyniają się do tworzenia corocznej świątecznej atmosfery – ten gwar, pośpiech, zapachy, melodie… To wszystko także ma swój urok. Najbardziej się dziwię jak idą ludzie w tłumie i narzekają, że bydło przed nimi, bydło za nimi. Przepraszam bardzo a czy Ty, tym bydłem nie jesteś? Idziesz w tym samym tłumie, zwykle w tym samym celu. Jeśli komuś naprawdę się to nie podoba, to ja bardzo proszę, niech sobie robi te zakupy świąteczne we wrześniu. Ja na ten przykład specjalnie odczekałam z częścią zakupów do zeszłej soboty. Mogłam iść w tygodniu, ale nie, postanowiłam wybrać się w sobotę, właśnie po to, żeby trochę z tym „bydłem” poobcować, poczuć się jedną z nich. Bo mi to sprawiało przyjemność, a jak komuś nie sprawia, to są sposoby, żeby rozwiązać ten problem :)
Kolejna sprawa to narzekanie na wszechobecny pośpiech i gonitwę przedświąteczną. Ale przecież nie tylko przed świętami tak jest. Codziennie się spieszymy i ganiamy. Nie wiem dlaczego akurat przed świętami bardziej się to zauważa, ale jeśli ktoś naprawdę nie wyrabia się z przygotowaniami, to niech się po prostu zabierze za nie wcześniej. I niech nie zrzuca winy na korki na ulicach, pogodę albo innych ludzi :)
Pewnie, że każdy chce, żeby wszystko było idealnie, pięknie. Ale też nie przesadzajmy z tym, ze u każdego w domu panuje zasada „zastaw się, a postaw się”. U mnie tak na pewno nie jest i znam wiele rodzin, które również zachowują umiar. My też chcemy, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik, żeby była miła atmosfera i wszystko wyszło pięknie. Ale staramy się podchodzić do tego z głową. Czasami mama jako głównodowodząca traci głowę i panikuje, ze jeszcze ma tyle do zrobienia, ale staramy się ją uspokoić, zmusić do tego żeby przestała się denerwować i spokojnie tłumaczymy, że grunt to dobra organizacja i tak się podzielimy, że na pewno ze wszystkim się wyrobimy… Z reguły pomaga :)
Mnie to wszystko – ten pośpiech, przedświąteczna gorączka, mimo wszystko kojarzy się przyjemnie. Lubię ten czas. I uważam, że wszystko zależy od podejścia, jeśli będziemy się nakręcać negatywnie, to na pewno przyjemnie nie będzie. Dlatego postarajmy się podejść do wszystkiego ze spokojem :)
Wiem, że niektórzy świąt nie lubią. To dla nich jedno wielkie oszustwo, podczas którego rodzina udaje, że się kocha i szanuje. Ja tego nigdy nie doświadczyłam. U mnie święta zawsze były przyjemne, a ponieważ na co dzień się nie kłócimy to i w tym okresie nie odczuwamy różnicy… Przykro mi z powodu tych wszystkich osób, dla których święta są udręką i głęboko wierzę, ze dla nich również nadejdzie czas radosnego okresu bożonarodzeniowego. Tego Wam życzę Kochani, aby udało Wam się odkryć magię świąt i docenić każdą ich chwilę.
A z „prawdziwymi” świątecznymi życzeniami jeszcze się wstrzymam, bo pewnie jeszcze tu zajrzę :)