*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 30 stycznia 2010

O rozkładzie sił w związku

Chyba niektóre z Czytelniczek trochę zbyt poważnie potraktowały nasze dialogi :)) Zapewnić Was mogę, że Franek niespecjalnie ucierpiał :) Oboje się śmialiśmy z tych rozmów.Wydzwaniałam do niego – i owszem, ale to również było podszyte żartem bardziej, aniżeli faktyczną chęcią kontrolowania Franka na każdym kroku:)
 Inna sprawa, że ja mam bardzo silny charakter. Zwłaszcza w kontaktach z bliskimi osobami – bo przy obcych jeszcze potrafię ustąpić. Natomiast w związku ewidentnie lubię się porządzić – przyznaję się bez bicia i zdarza mi się pokrzyczeć na Franka, nawet trochę bezsensu. Pamiętam jak w drugim miesiącu naszego związku moja mama, na moje zapytanie na jego temat (już nie pamiętam o co dokładnie zapytałam, ale pewnie coś w stylu, czy może być ;))) stwierdziła: „no,skoro z tobą wytrzymuje…”. Jak widać wytrzymał i to całkiem długo.
Ja czasami jestem taka trochę w typie… „wiele hałasu o nic” :)Pogadam, pokrzyczę, przyczepię się do czegoś, ale sama wiem, że to tylko tak dla zasady i z czystej przekory. Jestem niezależna, a jednocześnie nie potrafię sobie wyobrazić życia w samotności. Jak widać, jestem pełna sprzeczności, ale na pewno nie można mi odmówić determinacji i implusywności.

Ale Franek doskonale wiedział, co za ziółko ze mnie. Na którymś z naszych pierwszych spacerów wkurzyłam się, bo jakiś samochód na nas zatrąbił. A było tak, że szliśmy po ulicy, ponieważ chodnik był w remoncie – nie było innej drogi. A tu jakiś młody burak jechał z dziewczyną i mu się to nie spodobało, zatrąbił, a ja się odwróciłam i pokazałam mu środkowy palec. Podjechał i zaczął coś gadać – groził nam, czy mnie wyzywał, nie wiem dokładnie, bo go nie słuchałam, tylko odpyskowałam i odeszłam. W ręce trzymałam plastikową butelkę i na pożegnanie walnęłam nią w dach samochodu. Koleś się zatrzymał, ale przyspieszyłam i pociągnęłam za sobą Franka, który może by się dał wciągnąć w kłótnię.A koleś chyba też nie wiedział za bardzo co zrobić i odjechał. Franek się na mnie trochę zdenerwował i powiedział, że ja pyskuję a potem on by za to oberwał jeszcze. Odpowiedziałam mu, że za mnie się na pewno bić nie będzie i w razie czego każę mu uciekać :P Oczywiście wiem, że by tego nie zrobił,ale też bardzo wątpię, żeby kiedykolwiek doszło do takiej sytuacji.Mimo, że Franek często mnie upomina, że jestem trochę za pyskata (tylko jak ktoś mnie wkurzy) i za głośno mówię to, co myślę… W każdym razie mój temperament zna aż za dobrze.

Związki są różne i różny jest w nich rozkład sił. Ja zdecydowanie nie mogłabym być z kimś, kto by nade mną dominował. Ciepłe kluchy też mnie niespecjalnie interesują.Owszem, przyznaję, że mam skłonności do tego, żeby zapędzić faceta pod pantofel. I czasami stękałam Dorocie, że Franek jest dla mnie za mało”pantoflowaty” :) Ale mój pantoflarz musi umieć spod tego kapcia wyjść w pewnych sytuacjach. Po pierwsze dlatego, że muszę mieć oparcie w swoim partnerze i muszę widzieć, że nie wszystko jest tylko na mojej głowie. Są sytuacje kiedy chcę być delikatną kobietką, która musi oprzeć się na silnym męskim ramieniu. Po drugie, dlatego, że czasami mnie trzeba po prostu utemperować – mam tego pełną świadomość.
Idealny związek dla mnie to taki, w którym mężczyzna jest głową, a kobieta szyją. Taką parę tworzą moi rodzice, a także rodzice Franka i bardzo mi się ten model podoba. Kobieta ma w nim bardzo wiele do powiedzenia -zdawałoby się nawet, że ona decyduje o większości rzeczy – począwszy od koloru ściany w pokoju a skończywszy na planach na wieczór. Ale wygląda to w taki sposób, że ona podaje tylko propozycje, mówi co jej się podoba, co wydaje jej się najbardziej praktyczne i na co ma ochotę.Mężczyzna natomiast się do tego odnosi i ostatecznie razem się na coś decydują. Ona nie chce podejmować ważnych decyzji samodzielnie i chociaż ma w wielu kwestiach wolną rękę, zawsze liczy się z Jego zdaniem. Bo On jest w tym związku osobą podchodzącą do wszystkiego bardziej racjonalnie, logicznie i nie kieruje się emocjami. On jest tym, z którym można podzielić się odpowiedzialnością. A także radością,smutkiem, wątpliwościami oraz czymś tak prozaicznym jak obowiązki.Mężczyzna jest tym, który użycza swoich pleców, żeby Kobieta mogła się za nimi schować w razie czego. Ale tylko kiedy potrzeba, bo na co dzień, zwykle puszcza ją przodem, pozwala się jej wykazać i nawet trochę lubi to, że ona mu trochę pomatkuje, coś mu każe, czegoś mu zabroni, na coś pokrzyczy a potem powie, żeby ją przytulił. A w tym wszystkim najważniejszy jest i tak wzajemny szacunek, bo to on gwarantuje, że to wszystko o czym napisałam, będzie zachowane w zdrowej równowadze.