*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 18 czerwca 2010

Atak małolatów i rycerz w zielonej puszce.

Sennie się zrobiło ostatnio na moim blogu, ale mam nadzieję, że za bardzo nie ziewacie :)

No bo tak – mój sen o tych nieszczęsnych zaręczynach, to był pikuś przy tym co śniło mi się w nocy ze środy na czwartek :) To dopiero był koszmar. Śniło mi się, że jakieś naćpane małolaty chciały mi się włamać do domu. To znaczy na początku chodzili tylko po domach i zbierali na piwo, ale potem wszystko się zmieniło i stali się uzbrojonymi w noże nastolatkami. A jakże – krew też była. I ja sama walcząca z drzwiami, bo kilka razy próbowałam zamknąć je na klucz i nie do końca mi się udawało. Ostatecznie do mojego domu wdarła się tylko żeńska część tych bandziorów i była całkiem grzeczna, a chłopaki próbowali wszystkiego – i tych noży, i podpaleń. Do Franka nie mogłam się dodzwonić, a w ogóle to nawet się cieszyłam, bo wolałam, żeby on nie przychodził i się nie narażał. Niby przyszły z pomocą Dorota i Juska, ale obie się w zasadzie skumały z jedną z tych „złoczyń” i w najlepsze sobie oglądały z nią telewizję, podczas gdy ja próbowałam odeprzeć szturm pozostających na korytarzu uzbrojonych małolatów na moje drzwi wejściowe.
Normalnie w przypadku takich przykrych i dość strasznych snów dochodzę w nich w pewnym momencie do wniosku – „aaa spoko, to tylko sen, obudzę się i będzie ok, więc zobaczymy co też się tutaj wydarzy” – autentycznie często zdarza mi się tak myśleć we śnie. Ale okazało się, że tym razem moja podświadomość postanowiła mnie oszukać i w momencie kiedy sobie w tym śnie tak pomyślałam – obudziłam się. Tyle, że obudziłam się we śnie – żeby było jaśniej: śniło mi się, że śni mi się ten napad a kiedy obudziłam się z tego snu, okazało się, że to nie sen i małolaty dalej mnie chcą atakować. No i tym sposobem męczyłam się z nimi aż do piątej, kiedy to się obudziłam, włączyłam radio i leżałam do szóstej jak zwykle o tej porze słuchając wiadomości dla rolników :)

No i co Wy na to? Wesoło mam ostatnio w tej mojej psychice co? :D A tak całkiem serio, od jakichś dwóch tygodni mam problemy z zaśnięciem. Jest to dla mnie coś niespotykanego, bo normalnie zasypiam w momencie, kiedy przyłożę głowę do poduszki. A ostatnio kręcę się ciągle i nie mogę zapaść w taki prawdziwy głęboki sen mniej więcej do drugiej. Trochę śpię – to wiem, bo czas mi dość szybko płynie i jakieś tam sny na jawie miewam, ale ogólnie nie jest ciekawie. Potem zasypiam snem głębokim i śnią mi się jakieś głupoty. No i rano budzę się zmęczona – nie żebym zaraz zaspała, bo to jest dla mnie niewykonalne. Przeważnie budzę się przed budzikiem tak o 5:40, ale nie zmienia to faktu, że czuję się wykończona i mam fatalnie podpuchnięte oczy.

Nie wiem co jest tego powodem. Ale zaczyna mnie to denerwować. Tak sobie myślę, że pewnie to trochę przez to, że jest tak długo jasno. Kładę się o 22, a za oknem jeszcze szarawo. – ale nie wiem, czy to mogłoby mieć aż taki wpływ. Może za późno się kładę – w takim sensie, że często przed spaniem trochę się wyciszałam – na przykład czytając książkę. Ostatnio tego nie robiłam. Ale też nie jestem pewna czy to to, bo z drugiej strony potrafiłam wrócić z aerobiku, wykąpać się, walnąć do łóżka i po minucie spać jak zabita :) A z drugiej strony może to właśnie przez książki, bo trzy które przeczytałam w ciągu ostatnich dwóch tygodni to był horror i dwa thrillery psychologiczne.

W każdym razie wczoraj zasypiałam z Frankiem u boku, więc wyjątkowo nie miałam z tym problemu. Co prawda Brutus ciągle mi się na nogi ładował (dlaczego on śpi na mnie a nie na Franku???) i mnie rozbudzał, ale Franek niczym ten dzielny rycerz go natychmiastowo zganiał, zanim zdążyłam miauknąć, że mi ciężko :) Sny dzisiaj też miałam niewydarzone, ale jakoś to zniosłam, bo co jakiś czas Franek lekko mnie wybudzał, bo się akurat do mnie przytulał a rano wstał i zrobił mi śniadanie.

A propos rycerzy, wczoraj Franek rzecze do mnie:
- Przyjadę po ciebie po hiszpańskim.
- Przyjedziesz?? O jak fajnie. Na koniu?
- Na jakim koniu??
- No na koniu – a konkretnie na białym rumaku.
- Nie.
- Ooo, czyli nie jesteś moim księciem na białym koniu…
- Nie. Jestem rycerzem, który przyjedzie zieloną puszką.
- ???
- No tramwajem przyjadę, no.