*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 2 stycznia 2016

Nowy rok czas zacząć.

Witam w nowym roku! 2016. Trzeba się przyzwyczajać :) Ale z jakiegoś powodu to zestawienie cyfr wygląda mi ładnie, oby cały rok też był ładny!
Melduję już z Podwarszawia. Wróciliśmy dzisiaj popołudniu, choć mogliśmy jeszcze zostać, bo okazało się, że Franek, mimo że urlop kończy mu się jutro, idzie do pracy dopiero siódmego stycznia. Tak mu wychodzi z grafiku. Ale chcieliśmy już wrócić. A poza tym dzisiaj ruch był jeszcze umiarkowany, na przykład jutro byłoby dużo gorzej na drogach.
Nie zdążyłam zajrzeć już tutaj w Sylwestra, bo to był dzień na wariackich papierach. Pojechaliśmy w odwiedziny do babci, później zrobić zakupy na wieczór. Kiedy wróciliśmy, trzeba było się już szykować. Postanowiliśmy bowiem, że pojedziemy wcześniej z Wikingiem, a potem teściowie go zabiorą, a my zostaniemy. To był bardzo dobry plan. Wikuś jak zwykle zachwycony był możliwością zwiedzania nowego miejsca, w dodatku w towarzystwie starszego kuzynostwa :) My z Frankiem poszliśmy do kuchni przygotowywać to i owo, bo umówiliśmy się, że każdy coś przynosi albo szykuje na miejscu (my zrobiliśmy zupę krem z czerwonej fasoli, grzanki z pieczarkami i serem, tuńczyka z pesto bazyliowym na sałacie i roladki z tortilli :)) i zapomnieliśmy prawie o Wikingu :) Naprawdę to było dziwne uczucie, kiedy uśmiechnięty Wikuś wchodził sobie nagle do kuchni :) Poprzytulał się trochę i szedł sobie dalej. Nie musieliśmy się o niego martwić, bo był dobrze zaopiekowany :)

Wspominałam wiele razy, że nie przepadam za nocą sylwestrową i zwykle nie miałam ochoty na żadne wyjścia tego dnia. Rok temu cieszyłam się, że spędzimy ten wieczór razem, tylko we dwoje, ale Wiking pokrzyżował nam plany i w sylwestrowy poranek wylądowałam w szpitalu. Myślałam, że w tym roku posiedzimy we trójkę, ale teściowie już jakiś czas temu zaoferowali, że zajmą się Wikingiem, żal więc trochę było z tej propozycji nie skorzystać. Fajnie, że udało się nam umówić z Anetą i Wojtkiem. Przyznam, że po raz pierwszy od wielu lat bardzo się cieszyłam na ten wieczór i byłam naprawdę podekscytowana! To był naprawdę bardzo udany wieczór! Oczywiście przez chwilkę myślałam o tym, że gdybym mogła Wikinga ucałować o północy to też byłoby miło, ale w końcu jemu to różnicy i tak nie robiło :) Pobawił się z nami do 20 a potem pojechał z dziadkami. Nie mieliśmy problemu z tym, żeby go "oddać", on zresztą też nie, grzecznie poszedł spać. My spędziliśmy sylwestrową noc bardzo przyjemnie we wspaniałym towarzystwie, choć "noc" to trochę za dużo powiedziane :) Mniej więcej o 1:00 poczułam, że padam! Chwilę jeszcze posiedzieliśmy, ale ku mojemu zadowoleniu o 2:15 byliśmy już w domu ;) 

Sylwester był więc bardzo udany, Nowy Rok też całkiem niezły. Niech to będzie dobra wróżba na cały rok. 
Przede mną dość niezwykły tydzień. Mam w planie załatwienie kilku spraw i małe porządki w domu, więc będzie intensywnie, ale przede wszystkim to będzie ostatni tydzień mojego urlopu macierzyńskiego. Koniecznie muszę tu zajrzeć jeszcze z podsumowaniem ubiegłego i planami na ten rok oraz z kilkoma innymi notkami, mam nadzieję, że czas mi na to pozwoli :)

A tymczasem - wszystkiego dobrego w nowym roku dla Was!