Stwierdzam, że to naprawdę był dobry pomysł z tym wyjazdem. Dopiero dzisiaj poczułam się choć trochę zrelaksowana. Nawet przespałam calutką noc bez przebudzenia. Śniła mi się oczywiście praca - a konkretnie jeden z moich stałych klientów (zanotowałam: koniecznie napisać do niego maila z ważną informacją) oraz ten koleś, który miał mi potwierdzić a nie potwierdził. Zebrałam się więc dzisiaj i zadzwoniłam do niego. Tak, jak przewidziałam, nie było go w pracy, ale telefon odebrał (jak to dobrze, że teraz wszyscy - łącznie ze mną :P są przypięci do służbowych telefonów). No co! Skoro ja się przez niego stresuję i nie mogę w pełni odpoczywać, to niech i on przez chwilę o pracy pomyśli. Wszak nie zadzwoniłam w dzień zaznaczony w kalendarzu na czerwono :) - dziś (prawie) normalny dzień pracy. I bardzo dobrze zrobiłam, bo trochę się uspokoiłam. Umówiłam się na poniedziałkowe potwierdzenie, ale odetchnę na całego, gdy samochód przyjedzie, zabierze to, co ma zabrać a potem wystawi stosowne dokumenty.
Nareszcie znalazłam małą chwilę dla siebie. Zasiadłam do bloga, odpisałam na Wasze komentarze i... zawiesiłam się. Od rana nie mogę napisać niczego sensownego - właśnie dlatego, że tak dużo mam do napisania! Nie wiadomo, od czego zacząć. Klops.Muszę się chyba rozkręcić.
Jestem bardzo rozczarowana majem. Majówką i długim weekendem. Kto to widział, żeby było tak ponuro, zimno i nieprzyjemnie!? Jak tu sezon grillowy otwierać? :)W tym roku pogoda ewidentnie sobie z nas jaja robi, siada w kącie i śmieje się z ludzi, którzy jej złorzeczą. W maju zawsze rozpoczynał się najlepszy dla mnie czas w roku, który trwał do końca października. Nie wiem, czy w tym roku będę równie entuzjastycznie nastawiona do świata o tej porze roku. Ale trzeba przyznać, że to całe życiowe zamieszanie przynajmniej złagodziło mi przejście przez kwiecień :) Bo przecież ten z kolei miesiąc zawsze nie był dla mnie szczególnie życzliwy - zawsze łapałam doła, trochę bez powodu, a trochę z. I w ogóle pomimo tego, że przyroda zaczynała się pięknie rozkręcać (o czym nigdy nie daje mi zapomnieć mój kwietniowy katar) mnie jest w kwietniu często źle i smutno. W tym roku zaliczyłam jeden dołek, ale spowodowany był konkretną sytuacją i w niczym nie przypominał corocznej kwietniowej depresji. A potem ani się obejrzałam, czwarty miesiąc roku się skończył. Może właśnie pożegnałam kwietniową klątwę? :)
Niemniej jednak nie podoba mi się ani trochę to, co się wyprawia - ile czasy było ciepło? Tydzień? Dwa? Nie zdążyłam się słońcem nacieszyć, a ono już się schowało. Ale przyznać muszę, że biorąc pod uwagę to, jak dziwny jest moje życie ostatnio, to pogoda się idealnie wpasowała w klimat.