*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 26 lipca 2009

Krótka relacja

Wyjechaliśmy zgodnie z planem. To jest o piątej. Podróż przebiegła sprawnie i bez większych problemów. Tylko pogoda nas niepokoiła, bo robiło się coraz bardziej ponuro i coraz bardziej padało. Kiedy dojechaliśmy na miejsce trochę się poprawiło, ale było po prostu zimno. Jestem prawdziwym zmarźluchem jakich mało. Wyobraźcie sobie, połowa lipca a ja miałam na sobie: podkoszulkę, koszulkę z długim rękawem, sweterek, bluzę i kurtkę. Nie żartuję. Naprawdę tak byłam ubrana. Pojechaliśmy z Grajkami – kolegą Franka i jego dziewczyną, którzy mają przyczepę kempingową i tam spaliśmy. Poza tym byli jeszcze znajomi Grajków – małżeństwo po trzydziestce z dwójką dorastających córek. Dość szybko okazało się, że oni mają nieco inną koncepcję na spędzanie urlopu niż my, ale o tym może innym razem. W każdym razie po obiedzie Grajki i Rodzinka poszli spać, a my na spacer brzegiem morza. Pokusiliśmy się nawet na pomoczenie nóżek w lodowatej wodzie:) Słońce zaczęło świecić, więc zrobiło się całkiem przyjemnie. Rozebrałam się aż do sweterka :) Doszliśmy aż do następnej miejscowości, spacer trwał trzy godziny. Po powrocie właściwie już tylko się wykąpaliśmy, co w polowych warunkach zajmuje trochę więcej czasu niż normalnie, i szybko zasnęliśmy. Niedziela powitała nas pięknym słoneczkiem i błękitnym niebem. Mieliśmy nadzieję na jakieś opalanie, ale niestety koło południa słoneczko zawiodło. Pozostało nam tylko iść na kolejny spacer, tym razem w drugą stronę :) Wreszcie w poniedziałek mogliśmy się trochę powygrzewać. Przedwczesna to jednak była radość, bo już kolejnego dnia niebo zachmurzyło się już po dziesiątej:( Ale uparliśmy się z Frankiem, wzięliśmy leżaki, parasol i poszliśmy na plażę. Takie oto gniazdko sobie uwiliśmy:)
  

Po pół godzinie zaczęło padać. Nie zraziliśmy się. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Przykryliśmy się kocem i było całkiem przyjemnie. Plaża opustoszała. Zostaliśmy sami. Od czasu do czasu przechodzili tylko jacyś spacerowicze i dziwnie się na nas patrzyli :)
 
Później przestało padać. Franek poszedł się wykąpać w morzu a potem zajął się budowaniem czegoś z piasku. Ja natomiast pogrążyłam się w lekturze.
 
 
Siedzieliśmy tak cztery godziny. Aż w końcu po piętnastej wyszło słoneczko. Nasza cierpliwość została wynagrodzona :) Już po godzinie plaża wyglądała tak:
 
A nasze legowisko tak:
 
Miła odmiana co? :) Wieczorem natomiast poszliśmy na romantyczny spacer. Bo jak można być nad morzem i nie zaliczyć zachodu słońca? :)
 
 
cdn…