*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 28 lipca 2013

Niech żyją znowu wakacje :)

Nareszcie się urlopuję. Kocham swoją pracę, naprawdę. Teraz, odkąd się przeniosłam, podoba mi się jeszcze bardziej, mimo, że obawy miałam ogromniaste. Ale nawet kierownik logistyki musi czasami odpocząć :P Poza tym kocham też mieć wolny czas :)
W każdym razie, na ostatnim beztroskim urlopie byłam podczas październikowej podróży poślubnej. A od tamtej pory wiele się wydarzyło - głównie stresogennych rzeczy. W pierwszej połowie roku nie mogłam sobie pozwolić na dłuższy urlop, więc poza jednym długim weekendem, który zresztą w połowie spędziłam na pakowaniu i przygotowaniach do przeprowadzki, niewiele miałam chwil wytchnienia. Aż do teraz :)
Przyznam, że po raz pierwszy idę na urlop lekko niespokojna - zostawiam wszystko w rękach Asystenta i mam nadzieję, że sobie da radę, a niestety mam pewne obawy co do tego. Jest jeszcze niedoświadczony i nienawykły do podejmowania szybkich decyzji. Moja praca w dużej mierze teraz właśnie na tym polega - podejmuję decyzje lub zlecam komuś wykonanie usługi, która w ostatecznym rozrachunku ma po prostu służyć zadowoleniu klienta. Ale ja w tym siedzę już ponad dwa lata, zdążyłam się zorientować co, kiedy trzeba zrobić, kiedy kogoś ochrzanić, a kiedy poprosić... Uspokaja mnie to, że ostatnie dwa tygodnie, podczas których to Asystent się urlopował, były naprawdę spokojne ze względu na sezon wakacyjny. Jeśli tak będzie nadal, poradzi sobie i będzie to dobry trening dla niego, bo to i tak będzie wyzwanie.
Ale wyłączam się :) Ok, telefony będę odbierać, bo nie są one dla mnie szczególnym problemem, ale wyjdę z założenia, że skoro Pani Prezes idzie na urlop, to ja też mogę :P I zero sprawdzania służbowej skrzynki mailowej :)

Wsiadłam sobie wczoraj rano do Polskiego Busa i przyjechałam do Poznania. 20 złotych za 300 km :) Nawet nie przeszkadza mi to, że tracimy sporo czasu, bo kurs jest przez Łódź. Jest dużo wygodniej i przyjemniej niż w pociągu - nawet IC. I taniej!
Franek odebrał mnie z dworca na Górczynie, zjedliśmy obiad i on poszedł spać, a ja na rynek, gdzie umówiłam się z hiszpańską Anią :) No jak zwykle sobie coś wkręciłam, gdy nie było powodu, ale do tego jeszcze wrócę :)

Dzisiaj natomiast Franek znowu z rana poszedł do pracy, a ja miałam całą chatę teściów dla siebie, bo oni ten upalny weekend spędzają na działce. Od rana w zasadzie tylko czytałam, czytałam i czytałam. I od razu poczułam, że mam wolne :)
Jeszcze tylko jutro, a we wtorek wyjeżdżamy do Miasteczka. Zaczynam się przyzwyczajać do tego jeżdżenia przez Poznań (mimo, że w ten sposób z 260 km robi mi się 500 :), ale z Warszawy do Miasteczka połączenia są żadne!) i całkiem mi się to podoba :) Dwie pieczenie na jednym ogniu zawsze upiekę dzięki temu.
Tym razem do Miasteczka wpadamy tylko na chwilę - prześpimy się i wyruszamy w ukochane Tatry! Nareszcie! Dawno nas tam nie było! Już zacieramy ręce, a właściwie nogi, na myśl o szczytach, które zdobędziemy :)
A potem - się zobaczy. Może zostaniemy w Miasteczku. A może wyruszymy do Podwarszawia wcześniej. Wszystko okaże się - mam nadzieję - jutro, a najpóźniej we wtorek. Bo chyba czeka nas kolejna rewolucja. Ale do tego jak widać też się można przyzwyczaić.