*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Wieczór bez planów za to z fochem + dopisek

To się chyba stanie moją tradycją, ale jak zwykle im bliżej końca roku, tym mam gorszy nastrój :/ Nie lubię kurczę tego Sylwestra - już pisałam kilka razy dlaczego. W tym roku nie lubię go przede wszystkim, że jak nigdy nie chce mi się nigdzie wychodzić. Posiedziałabym w domu, obejrzała jakiś film, poczytała książkę, może zrobiła jakieś całoroczne podsumowanie - jak kiedyś, gdy jeszcze byłam dzieckiem. Wtedy to była naprawdę wspaniała noc :)
Ale Franek niestety chyba trochę poddaje się tej presji, która mimo wszystko jest moim zdaniem i nie wyobraża sobie siedzenia w tę noc w domu :/ Umówił się z kolegami. Oczywiście nie sam się umówił, tylko ze mną. Wiecie, że lubię tych kolegów i nie twierdzę, że będzie źle, bo jesteśmy umówieni na granie w gry, a przecież to też lubię. Ale po prostu mi się nie chce i już! Ech :/
Chętnie poszłabym do Doroty, która ma do tej nocy stosunek identyczny co ja i myślę, że razem bawiłybyśmy się naprawdę świetnie nie bawiąc się wcale :) Ale Franek by mi tego chyba nie wybaczył. Swoją drogą ostatnio stwierdziłyśmy z Dorotą, że to wstyd, że jeszcze nikt nie wymyślił (a przynajmniej o tym nie słyszałyśmy) czegoś w rodzaju maratonu fitness w Sylwestra :) Przeszłybyśmy się jak nic. 

Przy okazji tej końcówki roku nachodzą mnie ponure myśli, bo wspominam, jak dokładnie rok temu zajmowaliśmy się szukaniem mieszkania, które chcieliśmy kupić. Oglądaliśmy, porównywaliśmy, wyobrażaliśmy sobie to idealne... Już byliśmy tak blisko. A potem los nam spłatał figla. Niezależnie od wszystkiego dobrego, co mi życie przyniosło, tamtego nie mogę losowi darować :( Ale na podsumowania jeszcze przyjdzie czas - może jutro jakimś cudem mi się uda? :) Więc lepiej nie rozgrzebuję tego jeszcze bardziej.

Dzień miał być dzisiaj inny, bo mieliśmy plan na wieczór - wybieraliśmy się do kina - ja, Franek i jego mama oraz jej koleżanka. Mieliśmy zarezerwowane miejsca przez tę właśnie koleżankę, ale wczoraj dopadła ją migrena i nie wyrobiła się z przygotowaniami sylwestrowymi, więc stwierdziła, że dzisiaj z nami nie idzie. Musieliśmy więc bilety odebrać sami - poszedł Franek. Doszedł na miejsce o 16:20 (seans był o 17tej, a rezerwacja przepada pół godziny przed seansem), ale kolejki były tak długie, że kiedy przyszła jego kolej dokładnie o 16:33 rezerwacji już nie było, a w dodatku pozostały tylko miejsca w pierwszym rzędzie, w którym absolutnie nie chcieliśmy siedzieć. Franek zadzwonił do mnie, żebym w takim razie nie wychodziła (miałam przyjść na ostatnią chwilę, bo jeszcze kończyłam ostatnie rzeczy w pracy). Wkurzyłam się trochę, bo nastawiłam się na to wyjście. Ale wkurzyłam się na sytuację i trochę na kino - bo kiedyś było tak, ze po rezerwacje stało się w osobnej kolejce, a teraz stoi się ze wszystkimi (więc jaki jest sens tych rezerwacji?) a Franek zastosował się do zaleceń i był 10 minut przed wygaśnięciem rezerwacji - przecież nie mógł wiedzieć, że będą kolejki. Ale piszę o tym dlatego, że tak naprawdę nic by się nie stało, gdyby nie to, że mama Franka się na niego obraziła :/ Stwierdziła, że to jego wina i już. Kompletnie tego nie rozumiem :/ Równie dobrze to jest jej wina lub moja - bo nie kazałyśmy mu iść wcześniej albo nawet wczoraj! Albo wina tej koleżanki, bo to przecież ona miała pierwotnie się tym zająć. Ręce mi opadają :( Nie sądziłam, że naprawdę można się o coś takiego obrazić - przecież w gruncie rzeczy nic się nie stało!Do kina można iść jeszcze jutro, pojutrze i za tydzień! Rozumiem, że miała plany i się nastawiła - ale to tak samo jak ja i tak samo jak Franek, któremu zresztą najbardziej na tym filmie zależało.
Franek wrócił do domu sam (bo teściowa dać sobie święty spokój, a on jako drugi obrażalski się obrócił na pięcie i poszedł), teściowa pojechała sobie do swojej mamy i wróciła potem nadal obrażona. Na mnie też ledwo spojrzała, co sprawiło mi sporo przykrości, bo nic jej przecież nie zrobiłam. 
I taki miły wieczór właśnie mam.
Wiecie, że nie narzekam na swoich teściów, a już na teściową złego słowa nie powiem. Ale u mnie w domu nigdy nie było fochów i obrażania się, więc cała ta sytuacja źle na mnie wpływa.
Cóż przynajmniej wiem, po kim Franek jest taki obrażalski :/

*** (dwie godziny później)***
Uczciwie melduję, że teściowej foch przeszedł :) A przynajmniej na mnie, bo Franka nie ma wyszedł gdzieś trzy godziny temu (na chwilę :/:/) i przyszła sobie ze mną pogadać. Od razu lepiej. 
Chociaż teraz to chyba ja będę miała focha na Franka, bo mnie trochę wkurza już tym wyłażeniem ciągłym :)