*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 6 listopada 2008

Przez strażaka bomby nie widziałam...

Staram się wyjść z tego kącika. Już mi się chwilami naprawdę udaje. Ale tak naprawdę, to wszystko przez Franka. Gdzie się podział ten Franuś, który umilał mi czas w korku, ten, który zrobił mi kanapki do pracy, ten który chodził ze mną na spacerki i był dla mnie słodziutki jak miód? Jak ktoś go znalazł, niech odda, proszę. Bo ten Franek, który jest tu od niedzieli to jeden wielki foch. Znowu nie rozmawia ze mną, tylko warczy. Kiedy usiłuję go o coś zapytać na spokojnie, zaraz się wścieka. W ogóle nie wiem o co mu chodzi, ale zaczynam mieć tego naprawdę dość. Dobra, na razie nie chce mi się o nim pisać, bo już sama nie wiem, czy bardziej mnie to dołuje, czy wkurza…
Wyobraźcie sobie, że wczoraj mało nie wybuchłam. Hihi. Nie no to gruba przesada. Ale poszłam jak zwykle do pracy. Pierwszą godzinkę przeważnie poświęcam na oswojenie się ze środowiskiem pracy:) To znaczy zasiadam wygodnie przy moim biurku, czytam sobie wiadomości w internecie, czasami Metro, jak akurat mi w łapę wpadnie, oglądam po różnych biurowych zakamarkach, czy nie ma jakiegoś fajnego długopisu do zakoszenia – bo u nas długopisy to towar naprawdę deficytowy. Trzeba ich jak oka w głowie strzec – na chwilę się obrócisz i już się okazuje, że jakiś kelner niepostrzeżenie nam go gwizdnął sprzed nosa. Ale co tu się dziwić, skoro panie z biura takie same :P. No to tak się oswajałam, kiedy przyszła moja koleżanka. Nie zdążyła się jeszcze rozebrać, a tu wpada kierownik nocki i mówi, że musimy wyjść, bo bombę znaleźli. Zaintrygowane i trochę niedowierzające faktycznie wyszłyśmy na zewnątrz a tam z pięć wozów strażackich, pełno migających świateł i strażaków. Poczułam się jak na filmie. Podeszłyśmy do taaaakiego przystojnego pana strażaka i dowiedziałyśmy się, że robotnicy, którzy remontowali chodnik znaleźli jakiś niewypał. Ewakuowali wszystkie budynki okoliczne i należało czekać na saperów. Saperzy przyjechali po półtorej godziny. Uparłam się, żeby podejść jak najbliżej, bo strasznie ciekawska z natury jestem:) A Anka się bała, że jej głowę jeszcze urwie… No ale powiedziałam, że jak coś, to ją osłonię własnym ciałem. I ostatecznie prawie nic nie widziałam, bo zagapiłam się na tego strażaka. Nagle Anka do mnie mówi: „o, o już mają, o zanieśli do samochodu!” A ja NIC nie widziałam :( No bo ten strażak był taaaaaki przystojny i właśnie się zastanawiałam, czy żonaty. Moja strata. Ale za to widziałam jak saperzy połazili jeszcze tam trochę z czymś co wyglądało jak wykrywacz metali i po chwili już otworzyli ulicę. Poszłyśmy otworzyć knajpę i zagadał nas teeeeen strażak. Tak się ładnie uśmiechał, Anka nie umiała poradzić sobie z kluczem, więc on się rzucił z pomocą. Ucieszona, że ściągnął rękawicę lukam na palec… A to nie ta ręka była :(
Chociaż nie… zaraz zaraz, coś mi się pomyliło – na której ręce się u nas obrączki nosi – na prawej nie? No to właśnie się skapnęłam, że nie miał :D Hihihi. Ale cóż mi po tym… Strażak odjechał w siną dal… No, ale pomarzyć zawsze można nie :P Zwłaszcza jak od Franka wieje chłodem… :/
Dzięki Wam wszystkim za komentarze :) To naprawdę dużo daje! Buziaki