Miał być taki miły weekend a nici z niego wyszły :( Wczoraj spędziliśmy przyjemny dzień, ale późnym popołudniem zaczęłam się fatalnie czuć. Bolał mnie brzuch i miałam straszne nudności. Dotrwałam jakoś do wieczora, z pomocą Franka, który przejął wszystkie moje wieczorne obowiązki, jakie zwykle mam względem Wikinga. Ja tylko leżałam na kanapie i nie byłam w stanie nawet zaparzyć sobie herbaty. Potem zrobiło mi się trochę lepiej, więc zasnęłam niespokojnym snem i obudziłam się po północy, kiedy zaczęła się druga tura atrakcji, czyli biegunka. Nie spałam prawie wcale w nocy, bo nawet jeśli żołądek trochę odpuszczał, to bolały mnie mięśnie i miałam dreszcze. Cieszyłam się, że Wikuś był kochany i miał bardzo spokojną noc, obudził się dużo później niż zwykle, ale i tak nie byłam w stanie go nakarmić piersią, dostał więc butelkę i szybko zasnął. Mnie udało się to nad ranem.
Myślałam, że dzisiaj będę mogła odespać, jeszcze w nocy nawet Franek mówił, żebym się nie martwiła, bo on się zajmie Wikingiem. Wydawało mi się więc, że będę mogła dzisiaj bezkarnie umierać, ale niestety :( Rano to samo dopadło Franka i w konsekwencji on umiera jeszcze bardziej ode mnie, bo w porównaniu do wczorajszego wieczora jest mi już lepiej, tyle tylko, że jestem bardzo zmęczona.
Na domiar złego Wiking też ma biegunkę i jest dzisiaj bardzo płaczliwy, widać, że też się źle czuje. Wygląda na to, że dopadł nas po prostu jakiś wirus. I w ogóle to chyba właśnie Wikuś nas zaraził, bo on już wczoraj miał biegunkę, ale zmyliło nas to, że był taki pogodny i miał doskonały humor, myśleliśmy więc, że to nic wielkiego.
To nam się trafiło :( Naprawdę gorzej chyba być nie mogło. Wszyscy czujemy się fatalnie. W takich chwilach naprawdę źle jest człowiekowi. Prawdę mówiąc mam wrażenie, że straciłam całą energię i optymizm, które gromadziłam w sobie w ostatnim czasie, i to straciłam na dobre.
W ogóle to ciekawe jest to, że wcześniej nigdy nie miałam czegoś takiego jak grypa żołądkowa i poza sporadyczną nieszkodliwą niestrawnością, żadnych większych problemów z układem pokarmowym. A odkąd pojawił się Wiking i chorować za bardzo nie ma jak, moja odporność gdzieś sobie poszła i dopadło mnie już drugi raz :(
Jakby tego było mało nawet do mamy nie bardzo mogę zadzwonić, bo sama dzisiaj jest w złej formie, bo miała dzisiaj bardzo poważny zabieg. To dobija jeszcze bardziej i jeszcze bardziej sprawia, że czuje się jakoś tak... sama jedyna na całym świecie. Gdzie się podział mój dobry nastrój? :(
Jakby tego było mało nawet do mamy nie bardzo mogę zadzwonić, bo sama dzisiaj jest w złej formie, bo miała dzisiaj bardzo poważny zabieg. To dobija jeszcze bardziej i jeszcze bardziej sprawia, że czuje się jakoś tak... sama jedyna na całym świecie. Gdzie się podział mój dobry nastrój? :(
A miał być taki przyjemny weekend! :(