*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 13 grudnia 2015

Miało być tak pięknie.

Miał być taki miły weekend a nici z niego wyszły :(  Wczoraj spędziliśmy przyjemny dzień, ale późnym popołudniem zaczęłam się fatalnie czuć. Bolał mnie brzuch i miałam straszne nudności. Dotrwałam jakoś do wieczora, z pomocą Franka, który przejął wszystkie moje wieczorne obowiązki, jakie zwykle mam względem Wikinga. Ja tylko leżałam na kanapie i nie byłam w stanie nawet zaparzyć sobie herbaty. Potem zrobiło mi się trochę lepiej, więc zasnęłam niespokojnym snem i obudziłam się po północy, kiedy zaczęła się druga tura atrakcji, czyli biegunka. Nie spałam prawie wcale w nocy, bo nawet jeśli żołądek trochę odpuszczał, to bolały mnie mięśnie i miałam dreszcze. Cieszyłam się, że Wikuś był kochany i miał bardzo spokojną noc, obudził się dużo później niż zwykle, ale i tak nie byłam w stanie go nakarmić piersią, dostał więc butelkę i szybko zasnął. Mnie udało się to nad ranem. 
Myślałam, że dzisiaj będę mogła odespać, jeszcze w nocy nawet Franek mówił, żebym się nie martwiła, bo on się zajmie Wikingiem. Wydawało mi się więc, że będę mogła dzisiaj bezkarnie umierać, ale niestety :( Rano to samo dopadło Franka i w konsekwencji on umiera jeszcze bardziej ode mnie, bo w porównaniu do wczorajszego wieczora jest mi już lepiej, tyle tylko, że jestem bardzo zmęczona. 
Na domiar złego Wiking też ma biegunkę i jest dzisiaj bardzo płaczliwy, widać, że też się źle czuje. Wygląda na to, że dopadł nas po prostu jakiś wirus. I w ogóle to chyba właśnie Wikuś nas zaraził, bo on już wczoraj miał biegunkę, ale zmyliło nas to, że był taki pogodny i miał doskonały humor, myśleliśmy więc, że to nic wielkiego. 
To nam się trafiło :( Naprawdę gorzej chyba być nie mogło. Wszyscy czujemy się fatalnie. W takich chwilach naprawdę źle jest człowiekowi. Prawdę mówiąc mam wrażenie, że straciłam całą energię i optymizm, które gromadziłam w sobie w ostatnim czasie, i to straciłam na dobre. 
W ogóle to ciekawe jest to, że wcześniej nigdy nie miałam czegoś takiego jak grypa żołądkowa i poza sporadyczną nieszkodliwą niestrawnością, żadnych większych problemów z układem pokarmowym. A odkąd pojawił się Wiking i chorować za bardzo nie ma jak, moja odporność gdzieś sobie poszła i dopadło mnie już drugi raz :( 

 Jakby tego było mało nawet do mamy nie bardzo mogę zadzwonić, bo sama dzisiaj jest w złej formie, bo miała dzisiaj bardzo poważny zabieg. To dobija jeszcze bardziej i jeszcze bardziej sprawia, że czuje się jakoś tak... sama jedyna na całym świecie. Gdzie się podział mój dobry nastrój? :(
A miał być taki przyjemny weekend! :(