*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 4 kwietnia 2010

Trochę refleksji…

Sondażu żadnego co prawda nie przeprowadzałam, ale raczej większość z osób zapytanych o to, które święta lubią bardziej – Wielkanocne czy Boże Narodzenie, odpowiedziałaby, że te drugie. Zresztą całkiem sporo z nich powiedziałoby pewnie, że w ogóle Wielkanoc niespecjalnie lubi. Co mogę powiedzieć na ten temat ja? Rzeczywiście, Boże Narodzenie to okres niemalże magiczny. Atmosfera jest nieporównywalna z żadnym innym okresem świątecznym. Oczywiście skomercjalizowanie tego czasu jest również nieporównywalne z żadnym innym – no chyba że z Walentynkami :), ale to już inna kwestia, która zresztą mnie akurat niespecjalnie boli… W każdym razie jeśli chodzi o święta Wielkanocne, atmosfera jest zupełnie inna, według mnie nie ma takiej magii, nie czeka się aż tak bardzo na te święta.
A przecież Wielkanoc to najważniejsze święto w kościele katolickim. Każda osoba wierząca powinna spędzić ten czas – zwłaszcza okres Wielkiego Tygodnia- w atmosferze zadumy, refleksji nad sobą i swoim życiem. Te dni świąteczne mają wymiar przede wszystkim religijny i nasza wiara jest, a właściwie powinna być najważniejszym aspektem tego okresu. Pytanie, czy rzeczywiście tak jest?
Kiedy byłam nastolatką, bardzo lubiłam okres tuż przed świętami. Naprawdę byłam wtedy skupiona a moja wiara nabierała głębi. Najpierw przez kilka dni chodziłam na rekolekcje. Później Wielki Czwartek i Wielki Piątek miałam wolne od szkoły, mogłam więc czas ten spędzić na dalszej refleksji. Chodziłam do kościoła na czuwanie wieczorne i nocne. Nie uczestniczyłam co prawda w nabożeństwach w ciągu tych dwóch dni, bo wolałam wsłuchać się w swoje myśli, ale bardzo dużo wtedy się modliłam i rozmyślałam. Pamiętam jak wracałam do domu,patrzyłam na ogromny, prawie czerwony księżyc w pełni i tę jego smutną minę i myślałam, że tak właśnie wyglądał księżyc wtedy, ponad dwa tysiące lat temu… Potem wracałam do domu i kładłam się późno, bo jeszcze myślałam co mogę zrobić, żeby w przeżyć ten okres tak, jak należy. Czułam ogromną łączność z Jezusem. Było to uczucie niemal fizyczne… To dopiero była magia… Zupełnie inna niż ta grudniowa, ale równie silna. To była prawdziwa wiara.
Wszystko skończyło się, kiedy zaczęłam pracować, czyli po drugim roku studiów. Pracowałam wtedy popołudniami, wieczorem po pracy chciałam iść na czuwanie, ale kościół był zamknięty. Bardzo się rozczarowałam. I niestety od tamtej pory tak właśnie wyglądają moje przygotowania do świąt. Owszem, idę do spowiedzi, staram się głęboko modlić, ale teraz to już nie to samo. Bardzo ubolewam nad tym, że nie mogę już tak bardzo poświęcić się przeżywaniu okresu przedwielkanocnego. Na przykład w tym roku Wielki Czwartek i Wielki Piątek przypadały na pierwsze dni miesiąca. Wiecie już, że to czas kiedy mam najwięcej roboty papierkowej w pracy. W czwartek skończyłam około 18, później musiałam przygotować się do wyjazdu do Miasteczka. W piątek pracowałam do 14:30 a potem wyruszyłam do domu. Dojechałam około 19. Wiem, jakbym się bardzo postarała, to pewnie jakoś dałoby się zorganizować jeszcze wizytę w kościele. Ale prawda jest taka, że byłam już zmęczona. Niestety, dzisiejszy tryb życia osób pracujących, zwłaszcza tych z dużego miasta, nie sprzyja przeżywaniu tych świąt tak, jak należy. Naprawdę bardzo tego żałuję. Przykro mi, że tak to wygląda. A chciałabym zauważyć, że ja nie muszę przygotowywać tych świąt „od strony technicznej” – przyjeżdżam na gotowe. Pewnie, że ktoś mógłby powiedzieć, że przecież o to właśnie chodzi -żeby zwolnić, odsunąć na moment sprawy doczesne i pogoń za sukcesem. Tylko ciekawa jestem, ile osób może sobie pozwolić na to, żeby powiedzieć szefowi: „Przepraszam, ale ja dzisiaj nie pracuję, muszę iść do kościoła…”
Mimo wszystko, staram się przeżyć ten czas najlepiej jak umiem. Żałuję bardzo, że najbliższą okazję do modlitwy nad grobem Jezusa będę miała w przyszłym roku, ale jednocześnie mam nadzieję, że tym razem się uda… W końcu Wielkanoc 2011 przypada pod koniec miesiąca, a wtedy zawsze pracy mam mniej. A tymczasem – pora na to, aby się radować. Chrystus zmartwychwstał. Alleluja! :)

Z okazji Świąt Wielkanocnych, życzę wszystkim Czytelniczkom, aby spędziły je w ciepłej, rodzinnej atmosferze. Niech będę zdrowe i radosne. Życzę Wam również pogody ducha, a skoro przy pogodzie jesteśmy, to słoneczka sporo na te dni ;) Niech te dni mijają Wam w atmosferze refleksji i radowania się zmartwychwstaniem.