*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 12 maja 2014

Kumulacja

Rzeczywistość chyba zaczyna mnie przerastać -  a konkretnie ta przytłaczająca ilość stresu, z którym ostatnimi czasy przyszło nam się zmierzyć. Zaczynam się zastanawiać, jaka dawka jest śmiertelna, bo chwilami mam wrażenie, że jestem u kresu wytrzymałości - że to jest po prostu nie do przeżycia! A wtedy spada na nas jeszcze jedna stresująca sprawa i okazuje się, że jednak może być gorzej. Zdumiewające, ile człowiek musi znosić.

Od czwartku żyję w stanie permanentnego stresu. Tak, wiem, coś się właśnie w czwartek miało wyjaśnić i poniekąd tak było, ale nie do końca i na ostatecznie rozstrzygnięcie musimy czekać do jutra. W zasadzie staraliśmy się być dobrej myśli, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że nie ma powodów do niepokoju, ale dziś rano okazało się, że nie mamy jednego dokumentu, który jest  potrzebny :( Nie mamy pojęcia, co się z nim mogło stać, bo raczej mamy porządek w papierach, przeszukaliśmy wszystko i po prostu nie ma. Zresztą nie dziwi mnie to, bo w ostatnich miesiącach tyle razy robiłam porządek w naszych szpargałach, że gdyby był, to na pewno bym, się na niego natknęła. Franek dzwonił do mamy, ale powiedziała, że w Poznaniu też nie ma, jeszcze ja zadzwonię do swoich rodziców popołudniu, ale tylko tak dla formalności, bo to po prostu niemożliwe, żeby znalazło się w Miasteczku - dopiero co tam byliśmy, rzuciłoby sie nam w oczy, że jakimś cudem leży tam tego rodzaju papier. :( 
Okazuje się więc, że nawet pozornie sprawa pewna może stanąć pod znakiem zapytania i nie wiem, co wtedy będzie.

W dodatku chyba sobie wykrakałam ten czwartek, bo właśnie wtedy dowiedziałam się jeszcze o tym, że prawdopodobnie zaczyna się coś dziać w innej kwestii, która wisi nad nami od prawie roku. Być może ten tydzień będzie rozstrzygający - a być może nie, bo wszystko owiane jest tajemnicą i to jest chyba najgorsze, że sama nie wiem, czego się spodziewać - i czy czegoś w ogóle, a w takiej sytuacji można sobie wyobrazić dosłownie każdy scenariusz.
Racjonalny argument w postaci tego, że nie mam absolutnie żadnego wpływu na to, co się wydarzy, nie pomaga, choć oczywiście próbuję sobie go wtłoczyć do głowy kilka razy dziennie. Oboje z Frankiem chodzimy jak struci, bo mamy świadomość, że być może właśnie ważą się nasze losy, a my nie możemy kompletnie nic zrobić (chyba poza modleniem się). Niepewność jest straszna, wydawało mi się, że to najgorsze, co może być. Ale w obecnej sytuacji już wcale nie jestem taka pewna - prawda jest taka, że teraz najgorsze byłoby, gdyby sie okazało, że wieści są złe. To przerażające, bo to już by było za wiele, nie wiem, jak bym sobie z tym poradziła. Staram się o tym nie myśleć, bo to i tak nie ma sensu, ale myśli o tym, że w ogóle być może coś się dzieje już nie umiem odpędzić.

Miałam ochotę odwołać miniony weekend, żeby tylko czas szybciej mijał. W czwartek popołudniu byłam w takim stanie, że tylko siedziałam i gapiłam się bezrefleksyjnie w telewizor (nie pytajcie, co "oglądałam") - dosłownie sparaliżowana stresem. Nie wyobrażałam sobie tak funkcjonować przez kolejne kilka dni. Ale na szczęście w weekend jakoś daliśmy radę ruszyć się na miasto i całe dnie spędziliśmy poza domem. Nie twierdzę, że zapomnieliśmy, ale przynajmniej trochę przyjemności udało nam się zaczerpnąć.
<UWAGA! Dokładnie w tym momencie zadzwonił Franek, żeby powiedzieć, że znalazł się ten dokument! Teść znalazł w swoich papierach! Przynajmniej trochę mi ulżyło. Niech to będzie dobry znak! I niech wystarczy skan, bo oryginał dotrze najwcześniej pojutrze..>

No to macie notkę pisaną na żywo :) Odrobinę poprawił mi się nastrój. Co nie oznacza oczywiście, że cały stres wyparował, ale przynajmniej nie mam poczucia, że los nam ciągle rzuca kłody pod nogi. Ta kumulacja stresów, która na nas teraz spadła jest naprawdę nie do zniesienia. Żeby tak jeszcze człowiek wiedział, że może być dobrej myśli.. Ale nie wie, bo wszystko się może zdarzyć.
Echh, nie wiem, jak to wytrzymam. 

Na pewno jak już wszystko będzie jasne, to się o tym dowiecie- przecież zawsze prędzej czy później tak jest. Ale nie piszę wprost, bo skupiam się bardziej na tym, co czuję i jak mi niewygodnie z tymi uczuciami. Poza tym, jak już wspomniałam wyżej, nawet dla mnie wiele spraw jest niejasnych, więc zapewniam Was, że absolutnie nie chodzi mi o żadną gradację napięcia. Po prostu nie mam ochoty rozpisywać się na temat czegoś, co być może za moment okaże się już nieaktualne i będę musiała wszystko odkręcać. Dopóki nie będe mogła napisać - wóz albo przewóz, nie chce mi się zagłębiać w temat jeszcze i tutaj, bo wystarczy, że "przedawkowujemy" go cały czas z Frankiem w głowach i w rozmowach między sobą...