*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 14 kwietnia 2009

Cierpliwy

Już kilka razy pisałam o tym jak bardzo mnie wkurza u Franka to, że strasznie jest obrażalski. Czasem wręcz mam wrażenie, że jego hobby to kłótnie ze mną o jakieś totalne pierdoły. W niedzielę wieczorem miałam pokaz jego możliwości jeśli chodzi o szybkość obrażania się. Zadzwonił do mnie wieczorem, nie rozmawialiśmy nawet trzy minuty, kiedy on się wielce obraził (już sama nie wiem, czy chodziło mu o to, co powiedziałam, jak powiedziałam, kiedy, o kim, o czym itd. mniejsza o to, bo on pewnie sam tego już teraz nie potrafi wytłumaczyć) i rozłączył się. Mało tego, wyłączył telefon. Na to ja się wkurzyłam strasznie, napisałam mu smsa, żeby się zastanowił czego chce, bo jak mu się taki związek z ciągłymi kłótniami podoba, to niech sobie szuka kogoś innego, bo ja mam dość jego fochów. Poszłam spać około 23 z twardym postanowieniem, że jak tylko dostanę raport doręczenia i będę wiedziała, że włączył telefon, ja wyłączę swój. A niech widzi jak to jest. A tymczasem wyłączyłam tylko głos. Spałam jak zabita, kiedy się obudziłam nie spojrzałam jak zwykle na telefon tylko na zegarek, który mam w pokoju, była 7:10. Poleżałam dziesięć minut, po czym przypomniałam sobie całą akcję z poprzedniego wieczora i wzięłam w łapę telefon, żeby go wyłączyć. A tam surprise, surprise, osiem połączeń nieodebranych. Wiadomo od kogo. Ale zdziwiłam się strasznie, kiedy zobaczyłam, że dzwonił do mnie od 6:53. O tej porze on nigdy nie jest na nogach. Już sobie pomyślałam, że może chce się odnieść do mojego smsa powie mi, że poszuka sobie kogoś bardziej cierpliwego, kiedy zadzwonił znowu. Odbieram a on jakby nigdy nic: „Dzień dobry kochanie”. Zbiło mnie to trochę z tropu, ale zła byłam nadal, burknęłam tylko „noooo” A on na to: „Wyjrzyj przez okno”
Co?? Po cholerę mam wyglądać przez okno?, pomyślałam sobie. Ale wyjrzałam. A tam Franek z bananem na gębie i telefonem przy uchu stoi. Postanowił zrobić mi niespodziankę i o 2:56 złapał pośpiech z Kołobrzegu. No i dojechał. Miał szczęście, że wcześnie wstaję, bo czekał pod moim oknem tylko 20 minut :)