*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Babski weekend część I ;)

Dziś notka nieco wyjątkowa i całkowicie archiwalna... To opis weekendu czerwcowego.
 
***
Mój gorszy nastrój na szczęście był chwilowy - już następnego dnia było dobrze. Chociaż muszę przyznać, że ostatnio wyjątkowo często miewam nastrojowe huśtawki. Chyba muszę się do tego przyzwyczaić. Dobrze, że już dzisiaj środa, bo to oznacza, że jesteśmy już bliżej niż dalej weekendu - zwłaszcza, że Franek będzie już w piątek rano. To łagodzi mi trochę żal za minionym dopiero co weekendzie, który był niezwykle udany! Wiedziałam, że będzie fajnie, ale że aż tak, to się chyba nie spodziewałam.

Dorota miała kiepską podróż od samego początku, bo pociąg, którym miała jechać już do Poznania miał przyjechać z 55 minutowym opóźnieniem - które oczywiście potem uległo zmianie i ostatecznie do Warszawy przyjechał zamiast o 16:52 około 19:00. Ale to już nie było nasze zmartwienie, bo wymieniła sobie bilet i pojechała trochę późniejszym pociągiem, który i tak przyjechał na miejsce przed tym wcześniejszym opóźnionym :P Później miała małe przeboje z dojazdem już bezpośrednio do mnie, ale się udało :) Informowała mnie na bieżąco, więc po prostu zostałam sobie trochę dłużej w pracy, bo stamtąd mam na stację blisko, więc nie musiałam czekać zbyt długo na peronie.
Już smsem zakomunikowała mi, że potrzeba jej zimnego piwa! Zdecydowanie to było to, czego potrzebowałam również ja, więc od razu poszłyśmy się zaopatrzyć do sklepu. W drodze do domu naprawdę miałyśmy o czym gadać. A później zasiadłyśmy już z tym piwkiem na sofie i był czysty relaks. Dorota stwierdziła, że bardzo podoba jej się nasze nowe mieszkanie i w zasadzie już się czuje jak u siebie :P I słusznie :) Siedziałyśmy tak dość długo i czułyśmy się prawie, jakbyśmy się cofnęły w czasie o te sześć, siedem lat... Ale potem stwierdziłyśmy, że pora się kłaść, bo rano wstawałyśmy przed siódmą.
Oczywiście komu by się chciało specjalnie ubierać pościel na te dwie noce? Zdecydowanie łatwiej było nam spać razem w jednym łóżku :) Dorota potwierdziła opinię Franka, że wyjątkowo dobrze się śpi w tym pokoju i na tym łóżku. Ja się z tym zgadzam, aczkolwiek przyznać muszę, że jak śpię sama, to jest to sen zdecydowanie mniej spokojny. Za to z kimś (jak się okazuje w tym wypadku akurat większej różnicy nie ma, czy jest to Franek, czy Dorota :P:P) śpię jak zabita do samego rana i budzę się całkowicie wypoczęta.

Z Dorotą zawsze mi się dobrze spało (choć oczywiście za czasów studenckich miałyśmy dwa łóżka, mimo, że jeden pokój, jakby ktoś nie pamiętał:)), przede wszystkim dlatego, że obie budzimy się wcześnie! Tym razem urządziłyśmy sobie "wyścigi budzików", ale okazało się, że nie potrzebnie, bo obudziłyśmy się przed nimi.
Pojechałyśmy rano do Warszawy - Dorota na zajęcia, ja... bez celu :) Myślałam sobie, że może pójdę do kina, ale pogoda była tak ładna, że zawędrowałam do Łazienek i tam spędziłam większość dnia. Niestety, kompletnie nie wzięłam pod uwagę tego, że słońce będzie grzało aż tak mocno, że się opalę :( Posmarowałabym się czymś lub usiadłabym w cieniu. A tymczasem spędziłam błogie chwile na ławeczce przy pomniku Chopina w pełnym słońcu, a kiedy z niego zeszłam było już za późno :( Wyglądam jak skrzyżowanie buraka z pomidorem. Najgorsze jest to, że w ogóle nie czułam, że słońce tak przypieka! Nie było mi gorąco, skóra mnie nie piekła. A potem okazało się, że spieczony mam dekolt, twarz (oczywiście głownie nos) i przedramiona, ale.. wewnętrzną ich część, bo cały czas trzymałam w rękach książkę.
Niemniej jednak czułam się świetnie. Uwielbiam takie okoliczności przyrody. Przez część czasu nawet nie czytałam, tylko rozmyślałam o różnych sprawach. Wtedy mój nastrój był całkiem dobry :) Potem zrobiłam jeszcze sobie dłuugi spacer, aż spotkałyśmy się znowu z Dorotą, która skończyła już zajęcia. Przeszłyśmy się na Piknik Naukowy na Stadionie Narodowym, ale byłyśmy obie już dość mocno zmęczone, więc długo tam nie zabawiłyśmy i skierowałyśmy się do domu. Zaopatrując się po drodze oczywiście w odpowiednie gazowane napoje :) Sobotni wieczór wyjątkowo sprzyjał - zarówno piciu (nawet frankowe zapasy wykorzystałyśmy) jak i pogaduchom - tym drugim nawet bardziej... Najpierw wspominałyśmy nasze pierwsze wspólne wakacje naście lat temu. Potem pogadałyśmy o studiach, o życiu, o oczekiwaniach... Języki nam się całkowicie porozwiązywały. To było prawdziwe oczyszczenie :)
A Dorota powiedziała, że jest ze mnie dumna! Bo była przekonana, że się załamię (albo chociaż prawie) jak tu wyląduję sama w zupełnie nowych okolicznościach. A tymczasem nie tylko trzymam się całkiem nieźle, ale wręcz dobrze mi się wiedzie i samotność nie doskwiera. I w ogóle pozytywna jestem :)
To jak Dorota tak mówi, to tak musi być ;))
Poszłyśmy spać usatysfakcjonowane, a w niedzielę rozstałyśmy się już dość wcześnie. 
To spotkanie zdecydowanie było mi potrzebne!

***

Napisałam wtedy prawie całą notkę, chciałam tylko dopisać jakąś końcówkę, ale przerwałam. I notki już nie opublikowałam, bo właśnie wtedy dowiedziałam się o Rokusiu i nie miałam ochoty na żaden inny temat :(
Ale teraz, po czasie, kiedy ten post wpadł mi "w ręce" stwierdziłam, że szkoda, żeby zaginął w archiwum, zwłaszcza, że tamten weekend naprawdę bardzo dużo dla mnie znaczył. A poza tym, chciałam też pisać o naszym drugim wspólnym weekendzie, a bez tego pierwszego opisu, jakoś tak łyso było mi zaczynać o powtórce :)