*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

W końcu ruch to zdrowie...


Być może pamiętacie, że za czasów poznańskich, biegałam regularnie na aerobik. Bywało, że miałam gorszy tydzień i się nie wyrabiałam, ale też były tygodnie, w których ćwiczyłam codziennie. Średnio wychodziło cztery razy tygodniowo.
Kiedy się przeprowadziłam do Podwarszawia, bardzo mi brakowało ćwiczeń, ale początkowo nie miałam do tego głowy. Dopiero po miesiącu zaczęłam się rozglądać za jakimś klubem fitness. I owszem znalazłam, ale oferta nie wydawała mi się szczególnie atrakcyjna. W Poznaniu miałam karnet typu "open" a więc chodziłam na zajęcia kiedy chciałam, nie musiałam się deklarować na konkretną godzinę, a zajęć do wyboru było naprawdę dużo. Karnet był co prawda drogi, ale przy mojej częstotliwości godzina ćwiczeń kosztowała mnie jakieś 10 zł. Tutaj zazwyczaj karnety kosztują od 80 zł na miesiąc przy czym trzeba zadeklarować na które jedne zajęcia w tygodniu chce się uczęszczać. W ogóle mi to nie odpowiadało. W dodatku przy poprzednim miejscu zamieszkania miałabym naprawdę daleko.
Postanowiłam więc ćwiczyć w domu sama. Wydawało mi się, że być może będzie mi się trudno zmobilizować, ale nic podobnego - ćwiczyłam zazwyczaj przed pracą i dawało mi to kopa na cały dzień. Nie spodziewałam się nawet, że w sieci jest tak dużo różnych filmików z ćwiczeniami, z których można korzystać - w zasadzie nigdy się nie nudziłam i zawsze znalazłam coś na partię mięśni, którą akurat chciałam ćwiczyć.
Po pewnym czasie moi bliscy zorientowali się, że domowe ćwiczenia są moim nowym hobby i często byłam obdarowywana książkami albo płytami z zestawami ćwiczeń lub różnymi akcesoriami typu hantelki albo mata. Ćwiczyłam tak sobie od czerwca ubiegłego roku, a potem przyszedł czas na przeprowadzkę. Lokalizacja naszego obecnego mieszkania umożliwiałaby mi już stosunkowo łatwe dotarcie przynajmniej do dwóch klubów fitness, ale przyznam, że wcale mnie już to nie kusiło. Wolałam pozostać przy swoich ćwiczeniach w domu. Bywały tygodnie, że codziennie wyciskałam z siebie siódme poty i świetnie się z tym czułam :)
Miałam też przerwy, choć nigdy nie były one jakieś długotrwałe. Jedna z nich wypadła w maju. Podczas długiego weekendu jeszcze ćwiczyłam w Miasteczku razem z moją siostrą i dałyśmy sobie niezły wycisk, a potem jakbym straciła powera :) Nie mogłam się pozbierać - a później się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Myślę więc, że mój organizm sam postanowił trochę mnie w tych ćwiczeniach wyhamować, bo ćwiczyłam naprawdę intensywnie, z dużą ilością podskoków, a to mogłoby mi zaszkodzić. 
Jednak wkrótce do ćwiczeń powróciłam- teraz już świadomie dobierałam ćwiczenia takie, które nie mogły mi zaszkodzić. Żadnego cardio i treningu aerobowego, tylko jakiś pilates, stretching i wzmacnianie poszczególnych partii mięśniowych. Znowu z pomocą przyszedł mi internet - i całe mnóstwo filmików z ćwiczeniami dla ciężarnych.

Po skończonym ósmym tygodniu miałam jednak pierwsze badanie USG i choć niby wszystko było w porządku, lekarz dopatrzył się czegoś, co spowodowało, że kazał mi przez następny miesiąc bardzo uważać i ograniczyć do minimum wysiłek fizyczny. Żadnych ćwiczeń :( Cóż, nie było wyjścia, musiałam się dostosować, bo choć ryzyko było niewielkie, to jednak wolałam w tym wypadku dmuchać na zimne. Dmuchałam więc i miesiąc później dostałam od lekarza pozwolenie na ćwiczenia - choć bez szaleństw :P Powstrzymałam się więc od podskoku z radości, ale już następnego dnia przystąpiłam do sporządzania planu treningowego :) Regularne ćwiczenia zdecydowanie dodają mi skrzydeł i cieszę się, że nie muszę z tego rezygnować, bo ten miesiąc naprawdę dał mi się we znaki!