*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 6 marca 2010

Znielubiane pytania.

Jest kilka takich „znielubianych” pytań. Myślę, że każdy z nas ma przynajmniej jedno, którego nie znosi, a na które wciąż musi odpowiadać – bądź wciąż musi się tłumaczyć z tego, dlaczego nie chce na nie odpowiadać. Dla osób bez partnerów takie pytanie brzmi często: „Czy masz zamiar zostać starą panną/kawalerem?”, dla bezdzietnych małżeństw: „No to kiedy wreszcie postaracie się o jakiegoś maluszka?”, dla osób pozostających w związkach nieformalnych: „To kiedy ślub?” Czasami pytania mogą przybierać formę stwierdzeń,z reguły związanych z upływem czasu: „No wiesz, w Twoim wieku to ja już męża i dwójkę dzieci miałam”, „Nikt Cię nie będzie chciał za parę lat… „, „No bo wiesz, jak się rodzi po trzydziestce to różnie może być z dziećmi…”.
Ja też mam takie znielubiane pytanie: „A właściwie dlaczego wy nie jesteście jeszcze zaręczeni?”. Na szczęście nie pyta mnie o to nigdy rodzina, no,może za wyjątkiem jednej cioci. Z reguły jest to pytanie znajomych – i to tych dalszych, bo bliżsi znają naszą sytuację i nie muszą o to pytać.
Dzięki poprzedniej notce, znacie moje poglądy odnośnie zaręczyn. Wiecie więc, że nie chciałabym się zaręczyć, jeśli nie mielibyśmy żadnych widoków na ślub w najbliższym czasie. A takowych chwilowo nie mamy i to jest pierwszy powód, dla którego się nie zaręczamy. Przyznam szczerze, że gdyby Franek mi się oświadczył, ale następnie nic nie miałoby się zmienić – w sensie nadal nie mieszkalibyśmy razem, nie planowalibyśmy dalszego wspólnego życia i bylibyśmy po prostu parą, jak dotychczas, czułabym się rozczarowana, a zaręczyny straciłyby całą magię.
Nie jestem zwolenniczką teorii, że najpierw trzeba się „dorobić” a dopiero potem wiązać się na stałe. W związku chodzi też o to, żeby razem budować coś od początku. Wspólne trudy na pewno zbliżają ludzi i myślę, że tak naprawdę niewiele potrzeba, żeby młode małżeństwo mogło się utrzymać. Ale trochę jednak potrzeba i nie można być zupełnie nieodpowiedzialnym, iść na żywioł i stwierdzić, że „jakoś to będzie”. I właśnie kolejną przyczyną tego, że się nie zaręczyliśmy jest kasa. A w zasadzie jej brak :)
Tak naprawdę nie mielibyśmy nawet gdzie zamieszkać. Oczywiście, oboje pracujemy,ale należy wziąć pod uwagę, że w tej chwili mieszkam z koleżanką, więc wynajem kosztuje mnie dużo mniej. Franek w poprzedniej pracy zarabiał tak mało, że nie bylibyśmy się w stanie po prostu utrzymać, gdyby przyjąć, że większość lub nawet całość mojej wypłaty poszłaby na mieszkanie. Nie mówiąc już o odłożeniu czegokolwiek. Jeśli chodzi o mieszkanie z rodzicami, byłoby to jeszcze możliwe, aby zamieszkać w moim domu rodzinnym. Ale niestety do Miasteczka się nie przeniesiemy. Natomiast mieszkanie Franka rodziców jest tak małe, że zwyczajnie nie ma tam dla mnie miejsca. Pomijam już fakt, że ani jego ani moi rodzice nie pochwalają takiego rozwiązania. Jak wiadomo, Franek zaczął właśnie pracę w Zielonej Firmie a od dawna powtarzał, że jak już tam zacznie pracować, to będzie planować. Ale oczywiście nic się z dnia na dzień nie wydarzy i zanim jego sytuacja tam się nie ustabilizuje, raczej  nic się nie zmieni.
Przykre to trochę, ale niestety prawdziwe. Z zasadzie oboje czujemy się gotowi, żeby zrobić ten krok na przód, ale życie nam to trochę uniemożliwia. Ktoś mógłby powiedzieć, że dla chcącego nic trudnego :) Ale w tym przypadku to nie do końca prawda, bo zakładam, że skoro decydujemy się na założenie własnej rodziny, to wiąże się to z samodzielnym życiem, z ewentualną małą pomocą ze strony rodziców na przykład.To nie zabawa w dom, ale prawdziwe życie, w którym trzeba brać odpowiedzialnośćza swoje decyzje i dlatego musimy jeszcze trochę poczekać.