*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Niech żyją wakacje - nawet jeśli ich nie ma :)

No i doczekały się dzieciaki wakacji :) Pewnie bym tego nawet nie zauważyła, gdyby nie paradujące po ulicach w piątkowy poranek ubrane na galowo nastolatki, zakończenie mojego sezonu korepetycyjnego oraz fakt, że kilka osób z mojego bliskiego otoczenia to nauczyciele.
Trochę im -to znaczy tym dzieciakom - zazdroszczę. Ale nie tyle samych wakacji - bo to, że są wakacje oznacza, że we wrześniu trzeba by pójść do szkoły, a do tego etapu zdecydowanie bym się nie cofnęła :) Ale doskonale pamiętam, jak się czułam w momencie, kiedy już trzymałam w ręce świadectwo (zawsze z czerwonym paskiem :)) i zmierzałam w kierunku domu! Przede wszystkim czułam ogromną ulgę, że to już! Że będę miała teraz dwa miesiące luzu i przez ten czas nie będę musiała się stresować żadną kartkówką i żadną odpytką. Że będę miała czas na relaks, na ukochane książki, na porządki w szafkach. Że odsapnę, zmienię otoczenie, wyjadę. Czułam też dużą satysfakcję, że znowu udało mi się zrealizować pewne moje cele, że mam dobre oceny i wysoką średnią - czasami pozostawał jakiś niesmak po trudniejszej przeprawie z jakimś przedmiotem albo po prostu po gorszej ocenie, niż bym sobie życzyła, ale w ogólnym rozrachunku nie było najgorzej, więc szybko o tym zapominałam. Cieszyłam się, że mogę zamknąć ten rozdział - ten rok a w przyszłym roku będę mogła zacząć od nowa i skorygować ewentualne błędy.

Za tym trochę tęsknię - za takim poczuciem laby absolutnej :) I tego właśnie trochę zazdroszczę. Ale niezbyt mocno, bo teraz jest mi całkiem wygodnie. Szkoda mi tylko, że raczej sobie w tym roku porządnie nie wypocznę. Bo niestety wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będziemy musieli sobie jednak odpuścić. Pewnie wezmę sobie jakieś pojedyncze dni wolnego, być może uda mi się nawet gdzieś wybyć na chwilę, ale raczej nie ma co liczyć na jakiś długi, wspólny wyjazd gdzieś daleko razem z Frankiem tak, żebyśmy przez chwilę mogli zapomnieć o całym świecie :) Ale czasami tak trzeba. Franek zresztą sam mówi, że on sobie w domu już posiedział i na razie za tym nie tęskni. Jeszcze nie zdążył się zmęczyć, więc woli sobie ten urlop, który mu zaproponowali na październik zostawić na później, gdy będzie bardzie potrzebny - bo faktem jest, że mnie jego październikowy urlop nie bardzo urządza, bo swój będę musiała wykorzystać prawdopodobnie wcześniej.

Wiem, że się powtarzam, ale ta pogoda mnie naprawdę dobija. Mam już dość tego zachmurzonego nieba, mokrych ulic i przenikliwego chłodu, który wymusza na mnie, żebym u progu lipca wkładała na siebie podkoszulkę, sweter z długim rękawem i kurtkę! To już nie jest anomalia - to jest po prostu skandal! 
A w ogóle to dzisiaj chyba wstałam lewą nogą - choć właściwie zły nastrój miałam od razu jak otworzyłam oczy, zanim jeszcze zdążyłam wstać :) Być może to właśnie ten brak słońca i mokre szyby, które dojrzałam przez przymknięte powieki mnie tak zdemotywowały na cały dzień? A dzień dziś istotny, bo za chwilę się zbieram i wychodzę pełnić zaszczytną funkcję przewodniczącej komisji inwentaryzacyjnej. Zamykamy rok i trzeba sprawdzić, czy aby żaden alkohol nam niepostrzeżenie nie wyparował ;)

A z odpowiedziami do komentarzy pod poprzednią notką wrócę później, bo już nie zdążyłam.