*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 1 września 2008

1 września

1 września, koniec wakacji. Tak mi się przez dwanaście lat kojarzył ten dzień. Różne miałam odczucia tego dnia, ale w jakąś szczególną depresję nie popadałam nigdy. Wiadomo, że trochę szkoda było tego wolnego czasu i lata, ale z drugiej strony, wiedziałam, że jest to okazja, żeby spotkać się ze znajomymi ze szkoły. A poza tym przez większość czasu lubiłam szkołę. Byłam dobrą uczennicą i raczej pilną. Więc byłam też trochę podekscytowana perspektywą nowego początku. Miałam nowe postanowienia, że będę się uczyć systematycznie od samego początku, że będę miała ładne zeszyty, podkreślone tematy i wpisane wszystkie daty. Jeśli chodzi o postanowienie pierwsze – raczej mi się to udawało. Gorzej było z tematami i datami :) Ale i tak muszę powiedzieć, że szło mi to całkiem nieźle. Dlatego jak przychodził kolejny 1 września, nie byłam zniechęcona zeszłoroczną porażką, ale raczej zmotywowana sukcesem i wymyślałam kolejne postanowienia. Ten dzień zawsze był końcem i początkiem jakiegoś nowego etapu w moim życiu. Jak teraz coś wspominam, to zawsze odnoszę to w czasie to tego, w której klasie akurat byłam. Aż zdałam maturę i 1 września 2004 kojarzy mi się z przedłużonymi wakacjami :) Większość ludzi w moim mieście zaczynała szkołę, łącznie z moją siostrą a ja mogłam zostawać w łóżku pogrążona w błogim śnie. Mój pies też się szybko w tym połapał i od razu po rannym spacerze przychodził do mnie i ładował mi się do łóżka i tak razem spaliśmy sobie do dziesiątej :) Potem wychodziliśmy na spacer na działkę i tam spędzaliśmy kilka godzin, ja czytając książkę, a Roki przyglądając się przechodzącym nieopodal ludziom :) Tak mi się właśnie kojarzy tamten wrzesień. Najlepszy wrzesień w moim życiu :) Rok później we wrześniu miałam już praktyki. I tak naprawdę wtedy pożegnałam się z wakacjami. Bo to były ostatnie moje prawdziwe wakacje. Chociaż jeszcze o tym nie wiedziałam. Rok później pracowałam przez całe lato, a we wrześniu przyszedł czas na przygotowywanie się na podróż do Hiszpanii. Ostatnie formalności, umowy, wyprowadzka z mieszkania, pożegnanie z Frankiem. I wyjazd.
I w końcu wrzesień ubiegłego roku, kiedy to zaczęłam już na dobre pracować. Nie jak dotychczas popołudniami, ale normalnie w systemie ośmio- (lub więcej:) -godzinnym.
Dzisiaj znowu mamy 1 września i nie szykuje się tym razem żadna rewolucja ani zmiana w moim życiu. Wygląda na to, ze wszystko będzie po staremu. A jednak i tak, jak za dawnych czasów, czuję takie lekkie podekscytowanie. Wrzesień kojarzy mi się również z początkiem jesieni, a lubię wczesną jesień. Oczywiście taką słoneczną. Może być nawet chłodna, byleby nie padało. W sobotę, kiedy wybrałam się na ten spacer już czułam tą jesień w powietrzu. Nawet nie chodziło o pogodę, ale po prostu czułam w powietrzu tę unoszącą się świadomość wszystkich ludzi, że oto mamy koniec lata. Być może się mylę, ale chyba wiele osób jakoś to odczuwa. Nawet kiedy już od dawna pracują i nie mają wakacji w pełnym tego słowa znaczeniu. Ale mają dzieci w wieku szkolnym, znajomych, widzą na ulicach poubierane na galowo dzieci i młodzież. Jednak chyba coś w tym jest, że nadchodzi taki… hehe syndrom pierwszego września. Może nie każdy to czuję, ale myślę, że sporo osób.
Dla mnie jest to jednak miły dzień. A poza tym jakby nie było, to jednak mam jeszcze wakacje, bo studia zaczynam dopiero w październiku :)
A tak na koniec… Cieszę się, że nie urodziłam się sześćdziesiąt lat wcześniej i 1 września kojarzy mi się z samymi miłymi rzeczami, jak spotkania ze znajomymi, czystym dziennikiem, początkiem jesieni i dźwiękiem dzwonka szkolnego a nie syreny alarmowej zwiastującej początek wojny…