*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 28 kwietnia 2009

Mieszkaniowy problem

No dobra, to ostatnio było sielsko i anielsko a dzisiaj czas porozmawiać o problemach. Muszę przestać udawać, że na stole nie ma wielkiego słonia – że się tak posłużę idiomem angielskim… Problem mam już tak naprawdę od dobrych dwóch miesięcy, ale omijałam myślenie o nim jak tylko się dało. I nie tylko ja, podobnie robiła Dorota, której sprawa również dotyczy. 

Dorota postanowiła się wyprowadzić. A właściwie konkretniej chodzi jej o to, żeby mieć własny pokój Skończyła studia i nie wiem co zamierza dalej, ani nie wiem tak do końca dlaczego chce się wyprowadzać. Oficjalna wersja jest taka,że nie mieści się ze swoimi rzeczami. Jestem w stanie w to uwierzyć, bo mamy tylko po jednym segmencie i po połowie szafy a przez pięć lat trochę się mogło tego nazbierać. Nie wiem czy jest jakaś wersja nieoficjalna… Może chce się jeszcze bawić (bo ostatnimi czasy się bardzo rozrywkowa zrobiła) a ja jej sprawy nie ułatwiam chodząc spać przed 23 i wstając o 6. Chociaż kiedy nie wychodzi, nieraz kładzie się spać nawet przede mną, więc nie jestem taka pewna, że rzeczywiście o to chodzi. Może chce mieć więcej swobody, albo coś zmienić w swoim życiu… Nie wiem, pomysłów jest dużo… A może wcale nie ma żadnej wersji nieoficjalnej. W każdym razie, powiedziała, że chciałaby mieszkać ze mną nadal, tylko w osobnych pokojach. I mamy problem. 

Najbardziej pasowałoby nam nie zmieniać mieszkania. Mamy świetną lokalizację i czujemy się tam po pięciu latach świetnie. Ale jest jeszcze Ela, której nie możemy przecież „eksmitować”, mimo, że mieszka dopiero od roku z nami. Tak się po prostu nie robi. Z Elą sprawa wygląda tak, że ona uczy się  w jakimś studium, zajęcia ma w weekendy, dość nieregularnie. Nie pracuje. Często więc jest tak, że przyjeżdża w czwartek, zostaje do poniedziałku i wyjeżdża na dwa tygodnie. Mniej więcej połowę miesiąca jej w ogóle nie ma. Miałyśmy taką cichą nadzieję, że ona stwierdzi, że jej się nie opłaca po prostu wynajmować to mieszkanie, wtedy zostałybyśmy we dwie na dwóch pokojach. Niestety przeprowadziłyśmy z Elą rozmowę i ona o wyprowadzce nie myślała. I teraz każda z nas ma problem. Ja jednak skupię się tylko na moim dylemacie. Opcje są dwie – albo zostaję z Elą na starym mieszkaniu, albo przeprowadzam się z Dorotą. Ela jeszcze wspomniała o poszukaniu mieszkania z trzema pokojami, ale opcja szybko odpadła kiedy zobaczyłyśmy jakie są ceny wynajmu…
Nie wyobrażam sobie mieszkać bez Doroty. Nie i już. Eli prawie nie ma w Poznaniu, a nawet jeśli jest, to przeważnie siedzi zamknięta w pokoju. Boję się, że będę miała permanentnego doła spowodowanego brakiem Doroty. Ja nawet nie lubię sama spać w pokoju… Teoretycznie więc powinnam się wyprowadzić razem z Dorotą. Ale tu sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Jeśli już miałabym się wyprowadzać, to na pewno nie tak, żeby utrudniać sobie życie. Czyli pasowałoby mi najbardziej przeprowadzić się na osiedle w północnej części miasta, ale wtedy będę miała do Franka daleko… Teraz możemy sobie przez okno machać… Poza tym Dorota nie chce w tej części Poznania,bo jest dalej do centrum. Gdybyśmy szukały w naszej okolicy, to raczej tylko na południe, bo z drugiej strony jest rzeka, więc oddaliłabym się nie tylko od Franka, ale też od pracy… No i ostatnia rzecz, przeprowadzać się z całym majdanem na chwilę? Bo za parę miesięcy prawdopodobnie będziemy szukać czegoś z Frankiem. Przynajmniej on ma takie plany :) 

Dołuje mnie ta cała sytuacja, bo tak naprawdę najchętniej zostawiłabym wszystko tak jak jest. Oczywiście żaliłam się mamie i ona poradziła mi, żebym została. Powiedziała, że za niecały rok ja też będę po studiach i będę pewnie coś zmieniać w swoim życiu. A poza tym powiedziała,że przecież nie będę z Dorotą mieszkać całe życie, więc co za różnica, czy się„rozstaniemy” teraz, czy za rok. Niby racja, ale jak to bez Doroty???