*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 5 lutego 2012

Takie pitu-pitu.

Tak, jak przypuszczałam, to był mocno intensywny i zabiegany tydzień. Ale ważne, że sobie poradziłam bez większych problemów. Myślę, że wywiązałam się ze wszystkich obowiązków – swoich i tych wynikających z zastępstwa za Współpracownicę. Mam nadzieję, że za miesiąc z hakiem, Warszawa będzie pamiętać, że gdyby nie ja, sprzedaż musiałaby być wstrzymana przy każdej okazji urlopu Współpracownicy ;) Bo oprócz niej, tylko ja znam procedurę i obsługę programu.
Ale rzeczywiście musiałam się sprężyć, żeby w ciągu jednego dnia pracy zmieścić swoje i nieswoje obowiązki. Przyznać muszę, że chyba w dużej mierze dzięki temu ten tydzień minął mi w bardzo szybkim tempie. W dodatku wszystkie popołudnia miałam zajęte – korepetycje, aerobik, spotkanie dla narzeczonych i… praca. Okazało się bowiem, że dziewczyna, która mnie zastąpiła u R. odeszła z pracy. Umówiłam się z R., że mu pomogę na początku miesiąca i nauczę paru rzeczy. Fajnie było chociaż na chwilę wrócić na stare śmieci :) Wszyscy przywitali mnie bardzo entuzjastycznie i myśleli, że wracam na dobre. Chyba im moja zastępczyni dała popalić – jak to chłopaki stwierdzili, za bardzo próbowała zaznaczać teren i rozstawiać wszystkich po kątach. Od niej zresztą też wiedziałam, że się tam ciągle z kimś kłóciła. Taka jestem potulna ;) Zresztą w nowej pracy też Magazynierzy mają mnie za tego „dobrego glinę”. Że niby jestem spokojna, wrażliwa, nie krzyczę, nie denerwuję się :) I w sumie dobrze, w pracy trzeba umieć okiełznać swoje emocje. Jak mam się z kimś pokłócić to już naprawdę wolę z Frankiem niż ze Współpracownikami, bo wiem, że po pierwsze mniej to przeżyję, a po drugie, szybciej się pogodzimy :)
Spotkałam się w Miasteczku z koleżanką. Jak zwykle musiałam jej napisać smsa, że się spóźnię. Jak zwykle w Miasteczku! Bo ja nie znoszę się spóźniać i zazwyczaj jestem punktualna. Ale gdy się umawiam z kimś w Miasteczku, to moje koleżanki wiedzą, ze zazwyczaj przychodzę pięć, dziesięć minut spóźniona. Wczoraj mnie oświeciło i już wiem, dlaczego tak jest! Po pierwsze – w Miasteczku wszędzie jest blisko, a przecież powszechnie wiadomo, że im ktoś ma gdzieś bliżej, tym częściej się spóźnia ;) Bo się człowiekowi wydaje, że to przecież tylko dwa kroki, więc nie będzie przesadzał i zbyt wcześnie się szykował. Kończy się na tym, że ubieram się w biegu i wychodzę wtedy, gdy już powinnam być na miejscu :) Po drugie – (choć łączy się to z pierwszym) – w Poznaniu, żeby gdzieś dotrzeć muszę dojechać – najczęściej tramwajem. Ten na mnie nie poczeka, więc na przystanku muszę być przynajmniej minutę szybciej. W dodatku na rozkładzie dokładnie jest napisane ile czasu jedzie się do danego punktu :) Zwyczajnie łatwiej jest oszacować ilość czasu potrzebną mi na dotarcie gdzieś w Poznaniu niż w Miasteczku :P