*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 14 lipca 2017

Zmiany, zmiany, zmiany.

Powinnam już leżeć w łóżku, bo jestem totalnie wykończona, a za cztery godziny wstajemy. Nareszcie się doczekałam, jedziemy na wakacje! Nie byliśmy jeszcze we trójkę na takich prawdziwych wczasach :) Wyruszamy nad ranem nad morze, a dokładnie do Łeby. Bardzo czekałam na ten urlop, bo ostatni czas w pracy bardzo mnie wyeksploatował. Potrzebuję odpoczynku. Potrzebuję dystansu. Zwłaszcza, że po powrocie będzie już inaczej, bo od pierwszego sierpnia zostałam oddelegowana na inne stanowisko.

No właśnie, bo pisałam ostatnio, że za dwa tygodnie powinnam już wszystko wiedzieć i że będę mogła Wam napisać coś więcej o tych zmianach, które teraz są w naszym życiu. Praca jest jedną z nich, chociaż w obliczu tego, co się wydarzyło później, to jakaś bardzo mało istotna wydaje mi się ta propozycja, którą dostałam jakieś dwa miesiące temu. Zaproponowano mi, żebym objęła stanowisko młodszego specjalisty do spraw HR - na razie na zastępstwo, za koleżankę, która jest w ciąży. Uznałam, że to zawsze jakaś szansa na rozwój i nauczenie się czegoś nowego. Miałam tak popracować około 1,5 roku a później, zostać w HR, gdyby firma stwarzała taką możliwość (tego nie nikt nie jest w stanie przewidzieć, bo właśnie zostaliśmy wykupieni przez globalnego giganta i nie wiemy, jakie ma wobec nas plany) powrócić na moje aktualne stanowisko lub poszukać jakiejś posady w HR na zewnątrz, z pomocą mojej obecnej szefowej. Miałam, ale raczej tak się nie stanie, o czym za chwilę...
Ważniejszą sprawą, o której chciałam napisać i którą tak bardzo chciałam się pochwalić jest fakt, że nareszcie kupujemy własne mieszkanie! I to na decyzję z banku o przyznaniu kredytu właśnie czekałam. I się doczekałam. Dokładnie pięć godzin temu podpisaliśmy umowę i w poniedziałek kredyt zostanie uruchomiony. Wszystko nam poszło w tempie ekspresowym, bo miesiąc temu oglądaliśmy mieszkanie, a dwa tygodnie temu złożyliśmy wniosek o kredyt. Bardzo zależało nam, żeby udało się wszystko załatwić do naszego urlopu i udało się, choć łatwo nie było! O szczegółach tego przedsięwzięcia na pewno jeszcze będę pisać. W końcu wszystko dopiero przed nami. Mam nadzieję, ze jak wrócimy za 10 dni to będziemy mogli już odebrać klucze i umówić się na podpisanie aktu przeniesienia własności, czy jak to się tam nazywa. W ogóle zakup tego mieszkania był decyzją dość spontaniczną, ale okazało się, że podjętą w samą porę.
Dokładnie na dzień przed złożeniem wniosku o kredyt dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży, a więc naprawdę czas najwyższy, żeby przeprowadzić się do większego mieszkania. Zorientowałam się dosyć późno, bo przez intensywny i dość stresujący czas w pracy a potem przez zawirowania związane z zakupem mieszkania i załatwianiem kredytu jakoś niespecjalnie zwracałam uwagę na cykl. A jak już zorientowałam się, że okres spóźnia mi się dwa tygodnie to najpierw myślałam, że się pomyliłam w obliczeniach a potem, że stres mi wszystko rozregulował. A tu niespodzianka. Nie powiem, był moment, kiedy myśleliśmy o drugim dziecku, ale jeszcze nie bardzo konkretnie, a później te rozmyślania zeszły na dalszy plan. Ale chyba wystarczyło, żebyśmy stracili czujność :P Nie spodziewałam się chyba, że od myślenia do realizacji droga może być aż taka krótka. Mówi się, że tak naprawdę na dziecko (lub jak w tym wypadku na drugie dziecko) nigdy nie ma dobrego czasu. I na pewno coś w tym jest. Teraz to już sobie myślę, że dobrze się stało, że różnica wieku między naszymi dziećmi będzie optymalna, że właściwie to chyba już trochę tego chciałam i że fajnie, że akurat tak się to ułożyło. Ale na początku byłam przerażona. Zresztą teraz też martwię się tym, jak to się ma do mojej pracy :( Pod tym względem to niestety naprawdę nie jest dobry czas, bo nie będę mogła w pełni wykorzystać tej szansy, którą otrzymałam. W ogóle to się jeszcze nie przyznałam. Po pierwsze dlatego, że sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej i moja szefowa odchodzi a podczas mojego urlopu ktoś inny przejmie jej stanowisko. Po drugie - i to bardziej istotne - w ogóle nie wiem, jak mam to zrobić! Będę zastępować koleżankę, która wkrótce (październik/listopad) rodzi i potem idzie na urlop macierzyński, ale nie za długo to potrwa, bo chwilę później (w lutym) sama będę rodzić... Nie za dobrze to wygląda... Pocieszające jest jedynie to, że nasza firma jest naprawdę prorodzinna, sporo dziewczyn jest w ciąży albo na macierzyńskim, na ścianach wiszą zdjęcia bobasów, a jak raz w przymusowej sytuacji przyprowadziłam Wikinga do pracy, to sam prezes wyszedł, żeby się z nim przywitać :P No, w końcu produkujemy jedzenie dla maluchów, więc im więcej nowych dzieci tym dla firmy lepiej :D Ale nie zmienia to faktu, że nie wiem jak to będzie i stresuję się tą sytuacją. Cóż mogę jednak na to powiedzieć? Widocznie tak miało być...