*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 30 marca 2010

I w ogóle nastrój mi się skaszanił. Ehhh… Ciemne chmury się na razie nade mną zebrały. A właściwie to nawet nie, ale ja sama je tak jakby formuję.

I wszystko przez to, że ja nie umiem się nie martwić na zapas :( A tak bym chciała posiadać tę umiejętność. Chciałabym tak olać sprawę, na którą i tak nie mam większego wpływu. Ale nie potrafię. I tak będę się teraz martwić przez dwa miesiące. Wkurza mnie to strasznie w moim charakterze. 

I jeszcze mnie wkurza, ze taka panikara ze mnie. Nosz fak! Straszna jestem. Wczoraj niby taka pierdołka mała a ja już spanikowałam. Wepchnęłam coś nie do tej dziury co trzeba i już prawie w ryk i do Franka dzwonię, żeby przyszedł, w końcu 100 metrów ma do mnie. Potem nadal prawie-w-ryku dzwonię do mamy – chociaż 200 km ode mnie i i tak nie pomoże. No sama nie wiem po co zadzwoniłam. Ale ja do mamy dzwonię zawsze :) Obojętnie czy coś złego, czy dobrego. Przecież mówiłam, że mamincóreczka jestem A potem do wujka – mimo, że 210 km ode mnie. Wujek tylko kazał mi się uspokoić i nie panikować. No to zadzwoniłam do Juski – 300 metrów ode mnie. Też mi kazała nie panikować. Nie chciałam, żeby przyszła, a ona i tak przyszła. To znaczy najpierw przyszedł Franek, ale nie pozwoliłam mu nic ruszać. Jusce też nie chciałam pozwolić, ale sama sobie pozwoliła. Na spokojnie, bez paniki, delikatnie – naprawiła. I panika była niepotrzebna. Ale ja już musiałam pół Polski obdzwonić. 

I normalnie niby potrafię zachować zdrowy rozsądek i zimną krew. Ale to zależy od sytuacji. Bo niestety często panikuję strasznie. I muszę wtedy po ludziach podzwonić, mimo, ze później wydaje się to zupełnie zbędne. Ale ja tego potrzebuję choćby po to, żeby zobaczyć, że inni są spokojni :) No i mi się udziela.

I wiem, że nic nie rozumiecie z tej notki, ale nie będę się tutaj kompromitować pisząc wprost o co chodziło :) Natomiast sprawa, o którą się martwię na zapas jest nieco poważniejsza i dotyczy Frankowej umowy o pracę, bo teraz ma tylko na 3 miesiące na okres próbny.

I w ogóle bez sensu ta notka jest. Nie podoba mi się. Może będzie sensowniej później, jak uda mi się odgonić te chmury…