*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 30 kwietnia 2011

Stoikiem być…

Zrobiło się pusto w blogosferze. Takie odnoszę wrażenie. Wszyscy wyruszyli na długi weekend, korzystają z pięknej (jeszcze) pogody, co będą męczyć oczy przed komputerem… A ja sobie wędruję dziś po sieci niemal cały dzień i się tak dziwnie czuję nie spotykając prawie nikogo. Dziwnie, a jednocześnie przypominają mi się pierwsze dni maja trzy lata temu, kiedy też tak sobie spacerowałam po blogowisku i nie miałam prawa nikogo spotkać, bo nie nawiązałam jeszcze żadnych znajomości i w ogóle nie wiedziałam z czym to się je.
Bardzo chciałam stać się częścią tej społeczności, chciałam, żeby ktoś mnie zauważył, odwiedził, zostawił kilka słów… I tak się stało. Ale przyznam, że „tamto” pisanie też miało swoje dobre strony… Przede wszystkim nie było absolutnie żadnej autocenzury. Teraz włącza mi się ona nawet trochę nieświadomie. Pisząc na pewno trochę bardziej ważę słowa. Z różnych względów. Trochę dlatego, że nie chciałabym obniżać jakości (z braku lepszego słowa niech będzie:)) pisania. Trochę dlatego, że nauczyłam się już, że są osoby, dla których niewinne słowo, bez żadnego podtekstu, może być pretekstem do rozpętania burzy. A trochę dlatego, że nie mam ochoty się później tłumaczyć z tego, że w danej chwili miałam jakiegoś focha albo doła, albo co gorsza – tłumaczyć się ze sposobu na życie. Tak, wiem, nikt mi się nie każe tłumaczyć… Ale mimo wszystko, kiedy ktoś podważa w jakiś sposób to, jak żyję, czuję się poniekąd wywołana do tablicy, bo niby dlaczego miałabym to przemilczeć?
Przyszło mi też do głowy, że czasami czuję się rozczarowana współblogowiczami… Szkoda, bo nie lubię takich rozczarowań. I nie jest to nic personalnego, ale po prostu bywają takie sytuacje, kiedy człowiek uświadamia sobie, że więzi tutaj są bardzo specyficzne, a przede wszystkim charakteryzują się tym, że bardzo łatwo można je zerwać. Zawsze jest mi żal, kiedy widzę, że ktoś, kto był mi w jakiś sposób bliski, komu w ten specyficzny, blogowy sposób zaufałam, znika albo po prostu pojawia się rzadziej u mnie. Jeszcze większy żal jest wtedy, gdy widzę, że u innych nie zmniejszył częstotliwości komentowania, że nadal pisze u siebie… Winy wtedy upatruję w sobie i zastanawiam się, co zrobiłam, że dana osoba trochę się ode mnie odsunęła. Czasami są to sytuacje przejściowe. Ale bywa, że nie da się odzyskać tego, co już stało się tylko wspomnieniem…

I bij, zabij, nie mam pojęcia, co mnie naszło, żeby dzisiaj o tym napisać. Nie wydarzyło się nic szczególnego. Nie planowałam tego, ba! ja nawet usiadłam do komputera w celu napisania notki na zupełnie inny temat :) Ale cóż, widocznie coś jest na rzeczy :)

A tak poza tym mam jeszcze inne myśli dziwnej treści :) Myślę sobie na przykład, jakby to było fajnie, gdybym nie potrzebowała nikogo do szczęścia. Gdybym potrafiła polubić pustkę i nie wypełniać jej – czasami na siłę. Bywają chwile, kiedy wydaje mi się, że człowiek tak naprawdę może być szczęśliwy tylko wtedy, gdy niczego mu do szczęścia nie potrzeba :) Wiem, to brzmi absurdalnie i pewnie nikt tego nie zrozumie w taki sposób, o jakim myślę. Ale chodzi o to, żeby nie potrzebować niczego ani nikogo, po prostu być i nie rozmyślać. Nie chodzi absolutnie o egoizm, a raczej o całkowite poddanie się życiu… Takie totalne zaprzeczenie egzystencjalizmu… Stoicyzm w czystej postaci?
Dziwne, bo to nie do końca w moim stylu. Ale widocznie i mnie czasami trochę apathei by się przydało :)
I nie pytajcie, dlaczego mi się na filozofowanie zebrało :)