*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 6 czerwca 2008

Czy pracownik może nie wiedzieć co to jest NIP?

Nie nie nie, muszę o tym napisać, bo jak to usłyszałam, to myślałam, że skisnę!!! Jakieś dwa miesiące temu przyjmowaliśmy nowego pracownika. Dałam mu do wypełnienia dokumenty. Wypełnił, ale nie wpisał NIPu. Pytam go o to, a on mi na to, że gdzieś zgubił. No to odpowiadam, że nie ma, że zgubił, bo taki numer jest NIE-ZBĘD-NY!  Powiedział, że się dowie. Za chwilę szef pyta, czy M. już dostarczył wszystko co trzeba. Powiedziałam, że jeszcze nie mam jego NIPu, szef zawołał M. i ta sama gadka – że NIP niezbędny, że ma zadzwonić do urzędu itd. Ale, że szef jajcarz trochę, powiedział: „Nie ma NIPu? To dawaj, zaraz wymyślimy”. Podłapałam od razu i mówię – „ok, 778 – następne trzy Ty podaj” I tak się pośmialiśmy trochę.
Przed chwilą akurat wszedł M. do biura i się go pytam co z tym NIPem. A on mi na to UWAGA!!!: „No jak to przecież już wyjaśniliśmy sprawę. Przecież  wymyśliliśmy ten numer ostatnio” !!! Spojrzałam na niego, bo nie wiedziałam, czy mam się roześmiać, czy co, ale nie! On mówił jak najbardziej poważnie! I dodam jeszcze, że gość ma 28 lat, i całkiem niezłe doświadczenie jeśli chodzi o pracę. Jak on się uchował ??? Ręce mi opadły.

W oczekiwaniu na weekend

Kiepski tydzień miałam. Od poniedziałku jestem rozbita i nic mi się nie chce – a w pracy tyle roboty. Ale dzisiaj ostatni dzień, a przede mną dwa dni nicnierobienia. Nie jadę na weekend do domu i wreszcie nie mam szkoły. Cudnie. Może się wybierzemy na jakąś wycieczkę rowerową? Chociaż nie wiadomo jak będzie z pogodą. Zobaczymy. 

Pracuje u nas jeden koleś, którego nie mogę zdzierżyć. Od samego początku zresztą, bo wziął się nie wiadomo  skąd i nagle wskoczył na stanowisko, które miało być przeznaczone dla mnie. Już go nie lubiłam – miałam powód. Ale przełknęłam to i robiłam dalej swoje. On przychodzi tylko w weekendy i popołudniami, siłą rzeczy część jego obowiązków i tak wykonuję ja.  Na szczęście nie siedzę z nim w biurze, bo przychodzi wtedy, kiedy mnie nie ma – chyba bym nie zniosła widoku jego gęby. Rzadko się zdarzają ludzie, których tak nie lubię. Na chwilę obecną on jest jedyny. Taki przydupas szefa na dodatek, szpieguje wszystkich i wszędzie szuka winnych, nawet kiedy zepsuł się dziurkacz on już wyskoczył z tekstem, że przydałaby się kamera, bo byłoby wiadomo kto to zrobił. Na moją uwagę, że pewnie komuś spadło i się złamało spojrzał takim wzrokiem, że wolałam się nie odzywać więcej, bo już pewnie znalazłam się w kręgu podejrzeń.

Ostatnio zrobił coś, po czym bomba wybuchła. A konkretnie okazało się, że nie tylko ja go nie lubię. Po jego wybryku nagle wszyscy zaczęli mówić o tym jakie mieli doświadczenia z naszym „kolegą”. Jak na razie koleś ma przechlapane, wszyscy mają go za kapusia i przemądrzałego typka. I dobrze. A swoją drogą skąd się biorą tacy ludzie?? Przecież robi na złość kolegom z pracy i nie ma z tego absolutnie NIC!!! No może w niektórych przypadkach uznanie szefa… Ale czy naprawdę warto? No cóż, na pewno nie warto zaprzątać sobie głowę takim kimś. Ale pewnie jeszcze nie raz napsuje mi krwi. W każdym razie do wtorku mam spokój -  w poniedziałki i piątki pracuję w innym miejscu:)