*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Chomik.

Nooo nie! Nie dość, że ostatnio posty publikowane są z opóźnieniem i nigdy nie wiem, kiedy pojawi się na moim blogu notka, którą napisałam już dużo wcześniej, to jeszcze onet.blog postanowił się zawiesić w momencie, gdy kliknęłam „publikuj” ! I co? Że niby mam pisać to samo jeszcze raz? Wolne żarty, to się na pewno nie uda :/
***
Bo notka miała być o tym, że jestem chomikiem. Tak, wiem, już kiedyś o tym wspominałam. Chomikuję słodycze – kiedy najdzie mnie na nie ochota, jest szansa, że gdy przeszukam szuflady to znajdę w nich jakąś zapomnianą mambę, czekoladkę albo lizaka. Chowam też piwo. To przez Franka :) Bo jak nie schowam, to mi wypije – jak jest, to trzeba wypić. A ja mam filozofię – jak trzeba wypić, to można, bo jest :P Po prostu nie znoszę chodzić do sklepu! A już na pewno się nie wybiorę specjalnie po coś, bo akurat mam zachciankę. Dotyczy to nie tylko zachcianek – gdy gotuję obiad i zabraknie mi jakiegoś składnika – choćby to był składnik kluczowy – to prędzej zmienię pomysł na obiad niż wyskoczę do sklepu. Nie lubię tego i już :)
Chomikuję tez pieniądze. Gotówki raczej w domu nie trzymam, ale jak już się zdarzy, że jest, to tak ją schowam, że zapomnę o niej na kilka miesięcy albo nawet i lat! A potem miła niespodzianka w postaci mniejszej lub większej sumki.
Bo oczywiście moich schowków chomiczych mam tyle, że nawet nie pamiętam co, gdzie i kiedy schowałam. Mogę być przekonana, że schowałam dwa reddsy w szufladzie ze sztućcami odświętnymi. Nie ma. Znajdą się po dwóch tygodniach – przez przypadek, kiedy szukam ściereczki na półce…
Mam też głupi zwyczaj odkładania rzeczy „na lepszą okazję”. Każda okazja jest dobra, ale mnie się wydaje, że może jakaś będzie lepsza. Nie ze wszystkim tak mam na szczęście :) Ale jak dostanę od mamy zagotowany gulasz w słoiku, to długo mnie Franek musi przekonywać, że zjemy go na obiad już teraz – bo ja sobie myślę, że może za dwa tygodnie nie będziemy mieli pomysłu i czasu na gotowanie, to będzie jak znalazł (nic to, że teraz też nie mamy ani jednego, ani drugiego :P) Na lepsze okazje zostawiam też co ładniejsze zeszyty i notesiki. Jeśli jakimś długopisem fajnie mi się pisze, to kupuję pięć i cztery chomikuję – trzymam na lepsze czasy. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Nie wiem, czy chodzi o czarną godzinę, czy jak, ale widocznie każdy musi mieć jakieś dziwactwo :P
A w weekend padłam ofiarą mojego chomikowania. Znalazłam dwie pary jeansów – idealnie dopasowane, ładne, raczej nienoszone. Jedne pamiętam, drugich ani trochę. Nie wiem skąd je mam, jak długo je mam i dlaczego były schowane. Nie wiem też, dlaczego nigdy się nie zastanawiałam nad tym, gdzie są moje nowe spodnie. Pierwszy raz mi się zdarzył taki numer z ubraniami :) Ale jedno jest pewne – mój instynkt chomiczy ujawnił się w samą porę – nie dalej jak tydzień temu stwierdziłam, że dwie pary moich ulubionych spodni się przecierają :D Tym razem obejdzie się bez zakupów.