*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 5 grudnia 2010

Podróżuj Kolego z Przygodami Dwa :)

Wiedziałam, że będzie wesoło :) Cały weekend też był fajny – na tyle, że nie miałam nawet chwili, żeby posiedzieć dłużej na blogowisku. 
No to od początku:

Do domu miałam zamiar jechać bezpośrednim pociągiem do Miasteczka, który był po godzinie 17tej. Ponieważ wiem już mniej więcej, ile czasu potrzebuję, żeby kupić sobie bilet, ewentualnie coś do jedzenia i znaleźć się na peronie na tyle wcześniej, żeby zająć sobie w pociągu jakąś miejscówkę, postanowiłam pojawić się na dworcu godzinę wcześniej. 
Kiedy weszłam do holu, poczułam się jak na lotnisku :) Gęba mi się od razu uśmiechnęła i rozmawiając przez telefon z mamą powiedziałam jej: „mamo, to prawda, co mówią w telewizji, tu naprawdę jest Armagedon” :) Ale to był fajny Armagedon, jak dla mnie. Podoba mi się ta atmosfera na dworcu – pół tysiąca ludzi wpatrzonych z jednej i z drugiej strony na tablice informacyjne. Na tych tablicach, w rubryce „uwagi” z góry do dołu opóźnienia. Wszyscy biegają, krzyczą, kolejki do informacji :) Podobało mi się.
Spojrzałam więc sobie na tę tablicę informacyjną i zobaczyłam, że pociąg do Miasteczka, który miał odjazd po 15tej ma opóźnienie 80 minut. Dawno już nie jechałam pociągiem, więc nie wiedziałam, że zamontowali u nas biletomaty. Nie było tam kolejek, więc pomyślałam, że jak tam kupię bilet to jeszcze w ten pociąg wsiądę! Ale w automacie można było kupić bilety tylko jednej spółki, więc musiałam się dowiedzieć, która obsługuje mój pociąg. Tablica przy informacji zasłonięta przez ludzi stojących w kolejce. Cóż, podleciałam i się tam kulturalnie wbiłam: „przepraszam, ale ja muszę się dostać do tej żółtej tablicy”, „ależ proszę bardzo” – odpowiedział mi kulturalny młody chłopak ;) 
Z tablicy dowiedziałam się tyle, że ten po 15tej to pociąg taki sam jak ten o 17tej. No to telefon do bardziej zorientowanej Juski, która co prawda nie wiedziała, jaki to jest pociąg o 15tej, ale „na ten o 17tej  można kupić bilet w biletomacie”. W takim razie na ten wcześniejszy też. Podleciałam do automatu a tu nie ma Miasteczka na liście. Zgłupłam. Na szczęście za mną stał jakiś miły chłopak i mi pomógł. Już wszystko się zgadzało, miałam kliknąć „kupuj”, wyciągam swoją stówkę (nigdy nie mam przy sobie gotówki, chwilę wcześniej wyciągnęłam na wszelki wypadek z bankomatu), a tu zonk – automat przyjmuje tylko banknoty 10cio i 20to złotowe :) No to biegiem – znowu do bankomatu, slalom między ludźmi i powrót pod automat. Do odjazdu pięć minut. Zdenerwuję się, jak nie zdążę, bo ten o 17tej będzie pewnie też opóźniony przynajmniej godzinę i zajadę w nocy… Udało się, kupiłam. 
Biegnę na siódmy peron, taki co to trzeba wyjść w ogóle z dworca, żeby się na niego dostać (dla Poznaniaków – ten od Dworca Zachodniego). Pociągu ani widu ani słychu. A na tablicy informacyjnej kierunek Leszno. Ja w inną stronę… Konsternacja. Ale, ale słyszę: „ding, dong..” Myślę: „może się czegoś dowiem”. Dowiedziałam się tylko, że „Pociąg osobowy do Wrześni, planowy odjazd godzina 15:06 został w dniu dzisiejszym odwołany. Pociąg nie zatrzymuje się na wszystkich stacjach”. Ostatnie zdanie wywołało ogólną wesołość wszystkich słuchających komunikatu :)) W końcu powiedzieli też, że mój pociąg jest wyjątkowo na peronie czwartym. No to dawaj, bieg z przeszkodami, między ludźmi, bagażami, po śliskich schodach. Jestem. Zapowiadają właśnie, że pociąg odjeżdża. Tyle, że jeszcze go nie ma na tym peronie :P Okazało się jednak, że wystarczyło zmienić tabliczkę na składzie i już jest mój pociąg. Wsiadłam szybko, usiadłam i byłam zadowolona. Koło mnie wsiadły jakieś fajne młode dziewczyny i mogłyśmy się razem śmiać z tego wszystkiego i cieszyć się jakie to jesteśmy sprytne, że wsiadłyśmy jeszcze w pociąg o 15tej. Jak się potem okazało, nasza duma z siebie, była przedwczesna :)

Pierwszy sukces – pociąg ruszył. Niestety po dwudziestu minutach zatrzymał się. Światło się przyciemniło – zły znak. Przyszedł konduktor (bardzo miły facet! pozdrawiam serdecznie) i powiedział, że „mamy małą awarię, ale spróbujemy sobie z nią poradzić” Poradzili sobie po około półgodzinie, ale jako, że w przedziale siedzieli sami fajni ludzie, było wesoło, czas ten upłynął dość szybko na pogaduszkach i żarcikach. Niestety, daleko nie ujechaliśmy. Zatrzymaliśmy się a konduktor przyszedł i powiedział: „Proszę Państwa, teraz stoimy nie z naszej winy, proszę się nie niepokoić, tory zasypało, ale już człowiek poszedł odśnieżyć” :D No to stoimy. Za chwilę patrzymy, a po drugim torze mknie pociąg – prawie pusty. Tabliczka na wagonie oznajmia „Miasteczko” :) Oho, to ten po 17tej właśnie nas wyprzedził. Masz nauczkę człowieku – nie próbuj być za cwany :D
Kiedy przyszedł konduktor, wszyscy rzucili się na niego z pytaniami, ze jak to, że dlaczego, że czemu tamten nie czeka, przecież tory zasypane (dodam, że wszyscy byli raczej rozbawieni, więc nie atakowali go, a po prostu byli zainteresowani ;)) Konduktor odpowiedział: „bo my jedziemy szybszym torem, my jesteśmy pociągiem przyspieszonym, a tamten zatrzymuje się na wszystkich stacjach” :)) Ale potem dodał jeszcze, że jesteśmy opóźnionym przyspieszonym pociągiem, a żeby inne pociągi nie miały opóźnienia, to przepuszczają je przed nami, bo przecież my i tak jesteśmy już ponad dwie godziny do tyłu :) Przy okazji dowiedziałam się, że taka jest zawsze filozofia kolei – opóźnione zostawiać w tyle, żeby kolejne nie miały opóźnienia :) – Pamiętajcie na przyszłość, żeby nie próbować być sprytniejszym ;)

Później wyprzedził nas jeszcze jeden pociąg, a potem to już tylko jechaliśmy. I dojechaliśmy do stacji końcowej :) Byłam tylko godzinę później, niż gdybym pojechała pociągiem właściwym, co mnie bardzo usatysfakcjonowało, bo zakładałam wcześniej, ze dojadę na 22gą przy dobrych wiatrach. Podróż trwała nieco ponad cztery godziny, a więc całkiem normalnie :) 
Poza tym było naprawdę miło :) Nie było tych znielubianych przeze mnie „Narzekaczy” Owszem, śmialiśmy się wszyscy z całej sytuacji, ironizowaliśmy trochę, ale nie było nikogo, kto byłby obrażony na cały świat. Co najwyżej ponarzekaliśmy trochę na ten nasz  ”spryt” :)
To mi się zawsze podoba w takich sytuacjach. Ludzie zaczynają się do siebie odzywać, uśmiechać, zacieśniają więzi :) Z jedną dziewczyną dojechałam do samego Miasteczka. Spotkałyśmy się także w pociągu powrotnym i przywitałyśmy się jak stare znajome :) 

Niestety, w niedzielę nie było żadnych przygód. Jedyny incydent jaki odnotowałam to ten, ze kiedy tata wpakował mnie do przedziału, przyszła pani konduktor (też bardzo miła!) i powiedziała, żebym sobie poszła do następnego przedziału, bo w tym wysiadły grzejniki. Co prawda potem wszyscy marudzili, że grzeją za mocno, więc może dla nich to był rodzaj przygody, ale kiedy Nowa Koleżanka zapytała, czy nie jest mi za gorąco (miałam na sobie dwie bluzki i sweter, a kolejny zarzuciłam sobie na ramiona) odpowiedziałam jej, ze jestem przyzwyczajona, że gdy wszyscy narzekają na gorąco, mnie jest akurat w sam raz :) Wszystkie zdeklarowane „zmarźluchy” przy mnie się chowają. One nie wiedzą co to znaczy marznąć :) 
Poza tym było nudno. Nawet przyjechaliśmy punktualnie.

Mówcie sobie co chcecie, ja tam jestem zadowolona. Wszyscy wiedzą, z jakimi problemami kolej się boryka zimą. Opóźnienia, odwołane pociągi i zamarznięta trakcja to nie są sytuacje nadzwyczajne u nas. Dlatego jeśli ktoś się tego obawiał, to po prostu rezygnował z podróży lub wybierał inny środek transportu. Ja na szczęście jechałam w większości z pozytywnymi ludźmi, którzy nastawili się na niedogodności i dzięki temu zachowali dobry humor :)

Na koniec powtórzę to, co napisałam w zeszłym roku: ja chcę jeszcze raz :D