Orzeł wylądował. A właściwie orzełka Margolka – wczoraj późnym popołudniem na wrocławskim Koperniku
Mój pobyt w Irlandii dobiegł końca niestety. Co wcale nie znaczy, że skończył mi się również urlop
Kosztem tego, że we wtorek i środę będę musiała zostać w pracy do
wieczora, wzięłam sobie wolne jeszcze na dziś i tym sposobem znalazłam
się dzisiaj w Miasteczku a nie w Poznaniu i majówkę spędzę w domku,
delektując się jeszcze kilkoma dniami beztroski i wolności
W Irlandii natomiast było fantastycznie! Krótko trochę, fakt, ale
wróciłam niesamowicie wypoczęta, zwłaszcza psychicznie. Nic nie
musiałam, mogłam sobie leżeć i pachnieć 



W każdym razie wyjazd był naprawdę rewelacyjny. Zawsze świetnie się czuję na urlopie, ale tym razem było jeszcze lepiej – myślę, że dlatego, że zawsze miałam świadomość podczas wypoczynku, że jak wrócę będę musiała coś robić – że czeka na mnie kolokwium, prezentacja, esej albo magisterka do napisania. A tym razem nic na mnie nie czeka! Poza pracą oczywiście, ale to jest inna sprawa, bo za to mi płacą

Dziwnie było trochę, że bez Franusia, chwilami brakowało mi go, wspominałam sobie wspólne wypady i żałowałam, że go nie ma ze mną. Miałam nadzieję, że uda mu się do mnie dojechać do Miasteczka, ale niestety wolne ma dopiero w poniedziałek, a wtedy to ja już będę wracać. Ale z drugiej strony to też miało swój urok, że byłam bez niego – byłam bardzo zaaferowana a poza tym cieszyłam się spotkaniem z dawno niewidzianymi koleżankami, więc tęsknota nie doskwierała mi jakoś szczególnie, natomiast Franek codziennie wysyłał mi mnóstwo smsów, z których wynikało, że tęskni i to było bardzo miłe


A tymczasem, mimo, że przede mną jeszcze trzy dni wolnego, kończę urlop od blogowania

