*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 24 czerwca 2014

Przytłoczona drobiazgami

Od wczoraj mam taki niespokojny czas - nie lubię jak mi się dużo takich drobiazgów zwali na głowę, bo bez sensu zaprzątają moje myśli, a przecież są to tak mało istotne sprawy.
No bo tak - od rana nie miałam internetu w domu. Niby nic takiego, początkowo wzruszyłam ramionami, ale jak mi Franek koło 15 dzwonił, że nadal neta nie ma, to już się trochę zmartwiłam. Bo to trzeba zaraz dzwonić, pytać, podawać numer klienta - a u nas to nie taka prosta sprawa, bo dogadaliśmy się z poprzednim wynajmującym, któremu nie opłacało się rozwiązywać umowy i płacić kary, więc jesteśmy jakby na jego abonamencie i ja sama niewiele mogę zdziałać, a z tym facetem praktycznie nie mamy kontaktu. I już oczywiście głowa wielka, bo się zastanawiałam, jak to wszystko zorganizować, zwłaszcza, że internet w najbliższych dniach będzie niezbędny (a o tym za chwilę). 
W dodatku, kiedy wychodziłam z pracy i  już zamykałam, przyszedł klient i baaardzo mnie prosił, żebym jeszcze go obsłużyła. Cóż miałam robić? My jesteśmy grzeczni dla klientów (kiedy i oni sa grzeczni dla nas :P), a ten facet był u nas już tydzień temu i zostawił sporo kasy, więc jakoś odmówić nie wypadało, ale przez to wyszłam z pracy już grubo po 18tej. I byłam głodna - a jak głodna, to zła :) Na szczęście wieczorem okazało się, że internet wrócił - przynajmniej jeden problem z głowy.

Kolejnym jest to, że chwilowo mamy sypialnię w salonie i przedpokój w kuchni :) A to dlatego, że zaczynamy w tym wynajmowanym mieszkaniu mały remoncik, a konkretnie będziemy mieli wyciszaną ścianę i sprawdzimy, czy to pomoże na tą wariatkę, którą mamy za ścianą. Nie wracałam już do tego tematu, bo po moich postach jesiennych "Cisza nocna" było trochę spokoju, później jeszcze sprawa wróciła, mieliśmy nawet rozmowę z sąsiadami i etap szukania nowego lokum, ale potem się mocno uspokoiło i tak naprawdę w ostatnim czasie bywało dobrze - z pewnymi okresami, kiedy tej za ścianą odbijało. No ale to temat na kiedy indziej. W każdym razie, kiedy przestaliśmy w ogóle o tym myśleć i w ogóle się nie przejmowaliśmy, zwłaszcza wiedząc, że umowa najmu kończy nam się wkrotce, to właścicielka przysłała nam kogoś do wyciszenia tej ściany. Zobaczymy, jaki będzie efekt, dam znać :)
Ale tymczasem jest to dla nas trochę wyzwanie logistyczne -ktoś musi z tymi robornikami w domu siedzieć, a to oznacza, że muszę się zwalniać z pracy (wiadomo, że Franek takiej możliwości nie ma). Na razie Franek chodzi na popołudnia, więc rano on jest w domu, a ja muszę się zwolnić około 13/14 i go zmienić. Ale dogadałam się już w pracy i nikt nie robi problemu - zwłaszcza że zabieram laptopa do domu i pracuję (po to mi właśnie ten internet). Ale już się martwię, bo jest poślizg - jakieś materiały nie dojechały, co powoduje, że jutro muszę się w ogóle zamieniać z Asystentem, a nie lubię mieszać w grafiku. W weekend wyjeżdżamy i nie ma opcji, żeby te plany zmieniać, więc się jeszcze trochę wszystko przesunie, a w poniedziałek mam w pracy inwentaryzację roczną, a Franek idzie na rano, więc w ogóle ten dzień odpada. 

Do tego brakuje mi weekendów, bo w lipcu wszyscy chcą nas odwiedzić, my też musimy pojechać do Poznania i nie wiem, jak to wszystko zorganizować. W dodatku jeszcze nie mamy grafiku Frankowego na lipiec i przez to też nic nie można zaplanować. 
W sierpniu z kolei moi rodzice idą na urlop i myślałam, że się załapię i jeśli nie z Frankiem to chociaż z nimi trochę się pourlopuję, ale nic z tego, bo w tym terminie akurat absolutnie wolnego wziąć nie mogę, bo Asystent bierze ślub i właśnie urlop. W dodatku jesteśmy na ten ślub i wesele zaproszeni, a to oznacza pokrzyżowanie nam kolejnych weekendowych planów :) 

Poza tym mam jeszcze 15 dni urlopu z zeszłego roku i nie mam pojęcia, kiedy go wykorzystam, bo przecież nie będę brała wolnego, żeby siedzieć samej w domu. I to też mnie niepokoi.

I jeszcze milion takich różnych istotnie-nieistotnych spraw... No i widzicie - cały czas tak mi się właśnie w głowie kotłuje, bo się zastanawiam jak to będzie z tym, a jak z tamtym, a jak ułożyć jeszcze coś innego. Nie, nie traktuję tego jak problemów - nie martwię się też tym wcale. Rzecz w tym, że to są takie pierdołki, które zupełnie niepotrzebnie zaprzątają po prostu moją uwagę i po prostu chciałabym mieć to już z głowy. Pewnie wiecie, o co mi chodzi, bo takie rzeczy, chyba towarzyszą wszystkim na co dzień.
Najbardziej w tym wszystkim chyba irytuje mnie po prostu to, że jeśli chodzi o najbliższą przyszłość - tak na tydzień i miesiąc lub dwa naprzód, to ja lubie mieć wszystko dobrze zorganizowane i zaplanowane. A tu nie mogę, bo wiele rzeczy nie zależy ode mnie tylko muszę czekać na rozwój wypadków. Albo na grafik Franka :)

Ale dobra, za tydzień będzie lepiej, bo się już sporo rozwiąże :) Jakoś to przetrzymam. Musiałam z siebie wyrzucić ten natłok myśli - może głowa mi się teraz trochę lżejsza zrobi :)