W
pracy moim jedynym przełożonym jest R. Najściślej współpracuję z
szefami kuchni i z kierownikami restauracji. Tych drugich mamy sześciu
na wszystkich punktach. Z niektórymi rozumiem się lepiej, z innymi
gorzej. Z jednymi pogadam również o sprawach prywatnych, z innymi łączy
nas tylko praca. Najlepiej dogaduję się z Kamykiem. On jako jedyny
(oprócz R.) wiedział o moich planach ewentualnej zmiany pracy. Dziś
widzieliśmy się po raz pierwszy od tygodnia. Przyszedł do biura i
zapytał jak rozmowa. Powiedziałam co i jak. (przyznam, ze już zupełnie
bez żalu :)) Stwierdził, że on nie ma nic przeciwko, że zostaję, a nawet
go to cieszy. Pogawędziliśmy jeszcze trochę o różnych sprawach, a potem
zabrał się za swoje obowiązki. Wyszedł z biura, a za chwilę otworzył
drzwi i powiedział z przyjaznym uśmiechem: „dobrze, że jesteś”.
To było tak szczere i tak życzliwe, że aż mi się naprawdę ciepło na sercu zrobiło. I od razu nabrałam większej chęci do pracy, a miałam jej naprawdę sporo…
No i że ja niby chciałam ich opuścić? :))
To było tak szczere i tak życzliwe, że aż mi się naprawdę ciepło na sercu zrobiło. I od razu nabrałam większej chęci do pracy, a miałam jej naprawdę sporo…
No i że ja niby chciałam ich opuścić? :))