*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 19 lutego 2014

Nie po drodze.

Co tu dużo mówić, pisać, nie po drodze mi ostatnio z blogowaniem. Mam wrażenie, że wokół mnie dzieje się bardzo dużo, a jednocześnie nie dzieje się nic.Czy to w ogóle możliwe? W ostatnich dniach przeżywałam również cały kalejdoskop uczuć. Negatywnych i pozytywnych. Ilościowo tych drugich może było więcej, ale jakościowo niestety wygrywają chyba te pierwsze, bo choć trwały stosunkowo krótko, były bardzo intensywne.

Tak naprawdę nie wiem, dlaczego mnie tu nie ma. Chyba dni mi zbyt szybko upływają. Nadal zajadamy się z Frankiem tą nadzieją z zeszłego tygodnia, a im więcej jej jemy, tym bardziej będzie nam jej brakowało, jeśli się znowu... Psst, na razie nic nie mówię. Lepiej o tym nawet na razie za wiele nie myśleć.

Tydzień temu przyjechała do nas Dorota :) Była aż do niedzieli więc można powiedzieć, że i przez tę wizytę nie myślałam o pisaniu tutaj. Ach, jaki żal, kiedy już pojechała. Fajnie nam razem :) Co wymyśliłyśmy? Jak już nam z Frankiem wreszcie się to i owo ustabilizuje, kupimy mieszkanie - trzypokojowe. Dorota w tym czasie wywalczy wreszcie ten grant czy też staż, o który się stara i będzie musiała przynajmniej na jakiś czas przenieść się do Warszawy. Oczywiście wynajmie u nas pokój. Niedrogo. A jakby się w międzyczasie u nas pojawił jakiś potomek, to ciocia Dorota by się nim zajmowała - za wikt i opierunek :P Tak to wszystko wymyśliłyśmy w czwartek o siódmej rano siedząc przy wielkim stole w jasnej kuchni, której okna wychodzą na wschód, popijając zieloną herbatę (to ja) i kawę (Dorota) i zajadając się czekoladą (!) Milka chocolate&biscuits. Franek przyszedł rozczochrany jakiś czas później, stwierdził, że wszystko słyszał i nie protestował.
Taki fajny plan. I prosty. Byłby, gdyby nie to, że jakieś 90% tych wszystkich rzeczy w ogóle nie zależy od nas :)

Muszę przyznać, że lenistwo nigdy nie smakuje tak dobrze, jak właśnie wtedy, kiedy we trójkę zalegamy przed telewizorem albo komputerem.Żadnych wyrzutów sumienia. Jak to działa, że tylko w tej konfiguracji nie mam ich ani ja, ani Dorota? :P
Ale niestety niedziela nadeszła a wraz z nią moment, gdy Dorota wsiadła w pociąg przed godziną dwunastą i pojechała do Miasteczka. Zdawała mi relację na bieżąco z podróży, bo ona zawsze ma przeboje. Dojechała około 20tej. Stwierdziła, że osiem godzin jazdy to raczej sporo :P, ale kiedy spytałam, czy mimo tego będzie przyjeżdżać odpowiedziała: "najgłupsze pytanie głupolu jakie mogłaś zadać", więc trochę mnie uspokoiła :D

Tak naprawdę codziennie przychodzi mi do głowy przynajmniej pięć tematów, które chciałabym tu poruszyć, o których chciałabym tu opowiedzieć, a potem... Nadal mi nie po drodze. Więc to nie jest tak, że brak weny. Raczej brak nastroju.