*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 20 września 2010

Grzybobranie.

  

A w kuchni mamy drugie tyle :) 

Nasze pierwsze wspólne grzybobranie – ja kiedyś jeździłam zawsze z tatą. Potem już tylko on jeździł i przywoził grzyby, które ja czyściłam. Franek zawsze jeździł sam, bo ja zawsze byłam w pracy. A grzyby i tak trafiały na konto jego rodziców (a grzyby mojego taty były jedzone tylko u nas na Wigilię :)). Teraz po raz pierwszy będę mogła zrobić zupę grzybową, pierogi z kapustą i grzybami, albo uszka z suszonymi grzybkami poza sezonem :)
Fajnie było tak razem chodzić po lesie. Chociaż przyznam, że jest to dla mnie traumatyczne przeżycie – kilka razy Franka o mało o zawał serca nie przyprawiłam moimi wrzaskami. Myślał, że może jakiś dzik na mnie naciera a tymczasem wlazłam w pajęczynę. No cóż, na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że ja tego zawału też prawie dostałam, bo boję się bardzo pająków. A za ślimakami na grzybach też nie przepadam…Ale mimo wszystko było fajnie :)

A później miło było, kiedy siedzieliśmy razem i czyściliśmy to, co zebraliśmy. To znaczy Franek czyścił a ja nawlekałam na nitki :)

W całym domu pięknie pachnie. I wiecie co? Doszłam do wniosku, że zapach grzybów daje mi poczucie bezpieczeństwa. Pewnie dlatego, że kojarzy mi się z domem…