*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 22 lipca 2008

Pourodzinowo

Ale miałam fajne urodzinki :) Dawno nie było mi tak miło. A zaczęło się w pracy. Przyniosłam kawałek ciasta, żeby poczęstować współpracowników i właśnie miałam rozłożyć je na talerze, kiedy wyrosło przede mną dwóch moich kolegów – jeden z bukietem kwiatów, a drugi z prezentem. A za nimi jeszcze pięcioro innych współpracowników. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam, co powiedzieć. Nadal jestem w szoku. Nie mam pojęcia jak oni to zorganizowali?? Wiedzieli, że mam urodziny, bo szef się wygadał, ale przede wszystkim zdziwili się, że w ogóle przyszłam do pracy, bo myśleli, że jeszcze jestem na urlopie. Więc skąd wytrzasnęli te kwiaty i prezent?? Restauracja znajduje się w centrum handlowym,ale jest ono otwarte od 11,  a to była 9 dopiero. Do miasta jest kawałek drogi, bo to raczej zadupie. Więc jak??Naprawdę byłam strasznie mile zaskoczona. Tym bardziej, że już wcześniej u nas w firmie pracownicy mieli urodziny, przynosili jakiś poczęstunek, ale nie dostawali prezentów żadnych.  Franuś podsumował to tak: „chyba Cię lubią” :) A może to po prostu dlatego, że jestem jedną z niewielu kobiet u nas :) i jedyną z biura. No jakby nie było, bardzo miło mi się zrobiło.
Z pracy udało mi się wyjść dopiero o siedemnastej, ale to i tak nieźle, bo siedziałam tylko osiem godzin,a nie dwanaście, jak to się czasem po urlopie zdarzało. Pojechałam do domu, a tu Franuś pięknie stół zastawił i zaserwował obiadek ugotowany w moich nowych garnkach do gotowania na parze, które sprezentowali mi rodzice. Jedzonko -pychotka. A potem jeszcze była zabawa w „ciepło – zimno” i szukanie prezentu :) Wieczorek spędziliśmy przy winku i przy odbieraniu smsów z życzeniami, których zawsze najwięcej jest pod wieczór, bo urodziłam się o 19:30 :)
Naprawdę urodzinki się udały jak nigdy. Tylko myślałam, że to jeszcze nie koniec wrażeń na ten wieczór i jak się wreszcie położymy, to się Franuś mną zajmie… Ale dla niego to już chyba było za wiele jak na jeden dzień… Nie miałam serca go budzić :)