Doczekałam się! Po pięciu latach się doczekałam :)
Wczoraj widziałam świetną rozmowę z jakimś znawcą - nie wiem dokładnie nawet czego, bo wcześniej się nie przysłuchiwałam, ale zna się facet i na graniu na fortepianie i na teorii muzyki i na konkursie chopinowskim. Mówił o tym z jajem i podbił moje serce swoimi wypowiedziami, zwłaszcza, kiedy na pytanie, czy myśli, że Fryderyk Chopin miałby szansę w konkursie chopinowskim odpowiedział:
"Ja na jego miejscu bym nie startował" :D Rozwinął swoją wypowiedź i wyjaśnił, że wygrana w tym konkursie daje potężnego kopa w tym światku i można się naprawdę wybić, jeśli wcześniej się było kimś mało znanym. Ale gdy ktoś już ma na swoim koncie jakieś sukcesy i nie zostaje laureatem, to może się pogrążyć...
No faktycznie kiepsko by było, gdyby taki Chopin się w konkursie swojego imienia nie popisał :P A z kolei, gdyby wygrał, to by wszyscy powiedzieli, że konkurs jest ustawiony :D
Ale później ten znawca mówił jeszcze coś w stylu, że w konkursie chopinowskim chodzi o to, żeby każdy grając choć na moment stał się Chopinem, czy też, żeby każdy miał coś z Chopina, a że Chopin miał wiele z Chopina, to miałby spore szanse :D
Koleś wymiata ;)
Kiedy tak słuchałam tych informacji o tym, że już jutro/dzisiaj koncert inauguracyjny, czułam rosnące podekscytowanie! Franek popatrzył na mnie i powiedział - no widzę, że przez najbliższy miesiąc nic nie będzie można w telewizji obejrzeć... :) Ale odpowiedziałam mu, że to przecież jak Mundial - tego nie można przegapić :) I chyba zrozumiał, bo teraz sobie siedzimy i słuchamy.
***
A dzisiejsza data jest symboliczna - podwójnie. Ale chyba napiszę o tym następnym razem jednak, żeby nie potraktować tematu po macoszemu. Dzisiaj nie miałam czasu, bo pierwszy dzień miesiąca, mimo, że nie pracuję zawodowo, podobnie jak w pracy, tak w domu jest dla mnie dniem pracowitym :) Wszak domową księgowość prowadzę i przez pierwsze dni każdego miesiąca skupiam się na obliczeniach, przeglądaniu paragonów, podziale wydatków i oszczędności. I jestem w swoim żywiole - a jeśli robię to przy akompaniamencie koncertu fortepianowego A-moll Roberta Schumanna (to ten od wspomnianego przeze mnie przedwczoraj Marzenia), to podwójnie ;)