*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 18 listopada 2015

O wszystkim trochę.

Wróciliśmy już na dobre, teraz się już nigdzie nie wybieramy przez najbliższy miesiąc :) Wczoraj już mi się nie chciało pisać, położyliśmy się z Frankiem wcześniej spać, bo noc z poniedziałku na wtorek była bardzo ciężka dla całej naszej trójki. Jeszcze nigdy od urodzenia Wikinga nie mieliśmy tak nieprzespanej nocy, Wikuś budził się dosłownie co chwilę. Nawet co 10 minut. Dopiero nad ranem zasnął na trochę dłużej. Coś mu dolegało, choć nie jesteśmy pewni co. 
Ale dzięki temu spał całą drogę z Poznania do Warszawy. Ja sobie też troszkę odespałam, zdrzemnęłam się raptem na 20 minut, ale zregenerowałam dzięki temu siły. Franek nie mógł, bo prowadził, ale trzymał się dzielnie. Po powrocie przeszliśmy się do lekarza, bo Wiking od poniedziałku nie miał już stanu podgorączkowego, za to pojawił się brzydki kaszel. A lekarz stwierdził, że najprawdopodobniej jakaś choroba próbowała złapać Wikinga, ale jego układ odpornościowy był na tyle silny, żeby się obronić (podwyższona temperatura przez parę dni) i teraz została już tylko jakaś końcówka, nie ma więc powodów do obaw ani nawet do tego, żeby leczyć to farmakologicznie.
Wczoraj nareszcie się wyspaliśmy. Wikingowi pewnie było lepiej we własnym łóżeczku i na starych śmieciach. No i już go nic nie męczyło. Oby tylko tak dalej :)

Czas w Poznaniu oczywiście też minął nam bardzo szybko, ale udało nam się zaliczyć wszystkie zaplanowane wizyty, a przynajmniej te z pakietu podstawowego ;) Wczoraj, kiedy siedziałam w samochodzie uświadomiłam sobie, że przez ten ostatni tydzień prawie wcale nie zajmowałam się Wikingiem! Oczywiście nie mam na myśli takich podstawowych czynności jak ubieranie, przewijanie, czy karmienie (choć już naprawdę coraz mniej karmię piersią, może jednak uda się w miarę naturalnie z tego zrezygnować), ale przez pozostały czas to teściowie albo Franek bawili się z Wikusiem, czytali mu, nosili go, czy nawet usypiali. Ja w tym czasie siedziałam przy komputerze, szydełkowałam, a najczęściej wychodziłam z domu po prostu. Teściowie kiedyś chyba trochę bali się Wikinga :) Teraz już się do niego przekonali i nie mają oporów przed zajmowaniem się nim, odkąd stał się bardziej kontaktowy i można się z nim bawić. Mieliśmy więc z Frankiem sporo czasu dla siebie. Ale kiedy jesteśmy tylko we trójkę i tak jestem bardzo odciążona, bo naprawdę jest tak, że kiedy Franek ma wolne to i ja mam wolne :)  Nie wiem, jak ja się przyzwyczaję później do "starych porządków", bo przecież nie było ich już od ponad miesiąca. Ale na pewno damy radę.

A tymczasem przed nami jeszcze tydzień wolnego. Mamy sporo spraw do pozałatwiania i wzięliśmy się do roboty - przede wszystkim jeśli chodzi o planowanie. Bo wiadomo, że grunt to dobry plan :) Doskonale funkcjonujemy, jeśli sobie wcześniej wszystko przemyślimy i opracujemy. I tak, spisaliśmy sobie wszystko, co mamy do załatwienia. Rozpisaliśmy to mniej więcej na dni. Rozplanowaliśmy też sprawy jedzeniowe, czyli głównie obiady nasze i Wikinga i zrobiliśmy zakupy. Już dawno zauważyliśmy, że kiedy sobie nie przemyślimy tej sprawy to jemy zdecydowanie mniej zdrowo i w ogóle jakoś tak byle jak, bo albo nie mamy czegoś w lodówce, albo nie mamy czasu żeby coś przygotować, bo za późno o tym pomyśleliśmy. Dlatego staramy się mieć wstępny jadłospis na tydzień. Oczywiście nie jesteśmy niewolnikami naszych planów i przewidujemy jakieś odstępstwa a także pozostawiamy jakiś margines błędu. No i jakaś rozrywka i czas wolny też są oczywiście przewidziane - właśnie o to chodziło, żeby sobie ustalić to, co mamy do zrobienia na dany dzień, bo dzięki temu wiemy, kiedy można sobie pozwolić na jakiś odpoczynek.

Pojechaliśmy dzisiaj na zajęcia z Wikingiem, po pięciu tygodniach przerwy. Był zachwycony i znowu brylował ;) Prowadząca określiła go mianem gwiazdy dzisiejszego spotkania, bo po prostu było go najwięcej widać. Inne dzieciaki też były super - znowu była wyjątkowo fajna grupa - z tym, że Wikuś był po prostu najbardziej ekspresywny w swoich zachwytach i na wszystkim robiło to wrażenie. Uczestniczył w zabawach, powtarzał gesty, śmiał się na głos i był asystentem prowadzącej, która demonstrowała na nim różne ćwiczenia i zabawy. Naprawdę pojęcia nie mam, co sprawia, że on się w taki sposób zachowuje - czy chodzi o znajome otoczenie, czy tak bardzo lubi muzykę, czy może po prostu taką ma osobowość. W domu też się taki często jest, dużo się śmieje, radośnie zwiedza całe mieszkanie i nas zaczepia, jednak im więcej bodźców, tym lepiej. Chwalę się tym naszym Wikingiem, wiem, ale widocznie każda matka musi czasami wejść w taką rolę :) W każdym razie tak bardzo mnie to cieszy, że aż muszę się tą radością podzielić :)