*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 23 października 2009

Jak to było?

Tym razem myślałam, że tak łatwo z tego nie wyjdziemy. Miałam poważny dylemat. A paradoksalnie okazało się, że to było po prostu nieporozumienie…
W środę już miałam wszystko przemyślane i stwierdziłam, że możemy porozmawiać. Jednak czekałam na znak od Niego. Nie chciałam pierwsza wychodzić z inicjatywą. Późnym popołudniem dostałam smsa, że mam się ciepło ubrać i wyjść. Potem kolejne, w których dostawałam instrukcje, w którą stronę mam iść, do którego tramwaju wsiąść, gdzie wysiąść… Tym sposobem dotarłam do mojej ulubionej kawiarni na Starym Rynku. Franek już tam czekał. Siedział przy stoliku a przed nim w wazoniku stała róża, taka jak mi się najbardziej podoba. Nie myślcie sobie, że w tym momencie zmiękłam i wszystko poszło w niepamięć. Nawet Franek przyznał, że minę miałam straszną. A potem kiedy chciał mnie pocałować a ja się uchyliłam, domyślił się, że łatwo nie będzie. Choć nie wiedział dlaczego.
I tu jest właśnie paradoks całej sytuacji. On widział, że coś jest bardzo nie tak. Ja byłam wściekła na niego, że on nawet nie widzi, że zrobił coś złego. I nie dziwota, bo on po prostu tego nie zrobił… Chodziło o to, że byłam przekonana, że mnie perfidnie okłamał. Z premedytacją. W sprawie, na której mi bardzo zależało a poza tym, która ma związek z naszą przyszłością. Stwierdziłam więc, że skoro on ma do tego taki olewatorski stosunek, nie wiem, czy jest sens dalej być razem. Do nieporozumienia przyczynił się również Franka kolega, który chciał pomóc chyba, a zaszkodził. Zupełnie nie proszony o to przez Franka minął się z prawdą. Działał trochę po omacku i strzelił „prawidłową odpowiedź”, nie wiedząc, że jedyną dobrą odpowiedzią może być prawda. A potem to wyszło na jaw, ja sobie wszystko poukładałam i wyszło mi kłamstwo.
Nie będę opisywać całej sytuacji, bo to nie ma sensu teraz. W każdym razie odczułam wielką ulgę kiedy okazało się, że Franek totalnie nie wie o czym ja mówię i że nie okłamał mnie. Był tam gdzie miał być, tyle, że w innym czasie niż ja przypuszczałam. Ale nie jest tak całkiem bez winy. Bo gdyby normalnie, po ludzku odbierał telefony ode mnie, lub chociaż napisał głupiego smsa, że wszystko ok, nie byłoby afery. Nie zaczęłabym się martwić, a potem denerwować. Nie szukałabym pomocy u jego kolegi, żeby dowiedzieć się, czy z Frankiem wszystko w porządku. On by nie skłamał, ja nie dopowiedziałabym sobie reszty. Wszystko przez głupi, nieodebrany telefon. Franek jest strasznie uparty na tym punkcie i rzadko kiedy odbiera telefon kiedy nie jest sam. Nie umiem mu wytłumaczyć, że są sytuacje, w których jego towarzysz/ka na pewno nie poczują się urażeni jesli odbierze na parę sekund… W każdym razie jego wina sprowadzała się do tej jednej rzeczy. Kiedy sie to wyjaśniło dość szybko doszliśmy do porozumienia.
Spędziliśmy razem bardzo miły wieczór, dużo rozmawialiśmy. Wygadał się, że we wtorkowy wieczór był smutny. I wierzcie mi, że to jest naprawdę niespotykane, bo on nie bywa smutny. On jest wściekły, wkurzony, nerwowy, obrażony, naburmuszony, ale nie smutny
Kiedy ciągle szukał mojej ręki, mimo, że ja konsekwentnie ją wyrywałam, twierdząc, że jeszcze nie do końca mi przeszło, i kiedy staliśmy na przystanku, a on mnie przytulił, pomyślałam, że chyba nie zachowywałby się tak, gdyby mu było obojętne, czy będziemy razem, czy nie. Pomyślałam sobie też, że chyba musi mu jednak na mnie naprawdę zależeć, skoro zadał sobie tyle trudu, żeby się ze mną pogodzić, mimo, że nie wiedział o co mi właściwie chodzi i dlaczego jestem aż taka zła. Chciał zrobić mi przyjemność i stworzyć warunki do rozmowy, bo wie dobrze, że nie znoszę przeprowadzać poważnych rozmów w domu ani na ulicy. Zadbał o to sam i nie musiałam go o to prosić.
Może jednak coś z nas będzie? :)