*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Tak zwany spontan

Miała być taka ładna notka o tym jak było nad jeziorem. Miała powstać w czwartek. W czwartek miałam wrócić z pracy o piętnastej, zrobić sobie fasolkę szparagową na obiad, a potem spędzić czas na blogowaniu, czytaniu książek i ewentualnym sprzątaniu. Ale moje plany legły w gruzach w momencie kiedy do akcji wkroczył tak zwany „spontan” :) Zaczęło się od tego, że w środę w nocy spontanicznie podjęłam decyzję o tym, że pojadę do domu na weekend, bo nie chce mi się samej w Poznaniu siedzieć. Postanowiłam, że w czwartek się spakuję i w piątek zaraz po pracy pojadę i będę przed 19 w domu. A w czwartek rano obudziłam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że dostałam smsa. Zdenerwowałam się trochę, bo smsy w nocy dostaję tylko od Franka, a on spał spokojnie obok, więc już myślałam, że coś się stało. A tu okazało się, że mój kolega, z którym poznałam się w Hiszpanii, a który na co dzień mieszka w Krakowie wybiera się na Woodstock i będzie przejeżdżał przez Poznań. Pytał, czy możemy się spotkać. Oczywiście mogliśmy, więc już musiałam zmodyfikować swoje plany. Umówiliśmy się na 15 na małe piwko. Myślałam sobie, że tak godzinka dwie i wrócę do domu. Ale bardzo się myliłam. Otóż stało się tak, że jak zaczęliśmy od tego małego piwka o 15, skończyliśmy o 22.30. I nawet nie wiem ile wypiłam, bo po czwartym dużym przestałam liczyć. Dołączyli do nas jeszcze jacyś inni znajomi Krzyśka a potem jeszcze Franek. Siedzieliśmy w pubie i tak nam zszedł cały dzień. Czułam się jak w liceum, bo wtedy były czasy, kiedy zaczynało się pić w południe, żeby o dwudziestej już wytrzeźwieć :) Dojechałam do domu około 23. Byłam ledwo żywa. Film mi się co prawda nie urwał, ale gdyby nie Franek, który mnie wykąpał i przebrał w piżamę to bym chyba gdzieś na wyrku niepościelonym zaległa. Tak więc z notki wyszły nici, bo oczywiście nie byłam w stanie włączyć kompa a co dopiero cokolwiek napisać. Na drugi dzień obudziłam się o ósmej i zgadnijcie jak się czułam ;) Franek musiał mnie do pracy odwieźć, bo poziom alkoholu w mojej krwi nie pozwalał mi nadal na prowadzenie samochodu. Przeważnie w piątki udało mi się sklecić jakąś notkę w pracy, ale nie tym razem. Kac spowalniał wszystkie moje działania :) A jeszcze na dodatek jak to bywa zawsze pierwszego dnia miesiąca – miałam mnóstwo roboty. Skończyłam później, musiałam czekać aż Franek po mnie przyjedzie, musiałam się spakować i tak dalej. Wyjechałam więc dopiero o siedemnastej, stałam w korkach i dojechałam do domu dwie godziny później niż planowałam. Tak to jest jak się za dużo pije :) Ale nie powiem, takie odmóżdżenie się bardzo przydaje czasami. Wieczór spędziłam bardzo przyjemnie.
W weekend też kilka razy się zabierałam, żeby usiąść do kompa i coś tam napisać, ale za dużo się dookoła mnie działo i ciągle coś nowego sobie wynajdowałam do roboty. I tym sposobem weekend się skończył. I również tym sposobem jestem dzisiaj w pracy i zaczynam kolejny tydzień. Na razie nastrój dopisuje i oby tak zostało :) Pić w tym tygodniu nie planuję, więc może notki się pojawią częściej hi hi.