*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 1 października 2010

Się tłumaczę.

Tak, wiem, obiecałam, ze dzisiaj już nic nie będę pisać, no ale to już prawie jutro jest, a ja po prostu mam taką ochotę :)
Tak zwyczajnie chce mi się pisać – o niczym konkretnym. W takim razie, może przede wszystkim ogłoszę wszem i wobec, że już od dłuższego czasu dobrze się czuję i mam całkiem niezły nastrój :) Nie załamałam się, ani nic z tych rzeczy. Owszem, pisałam wczoraj sporo o żalu i rozczarowaniach, ale po prostu musiałam się trochę wyżyć :) Chciałam poukładać swoje myśli, dojść do kilku wniosków. I przede wszystkim doszłam do tego, że ja się po prostu za bardzo nastawiłam – a to zupełnie nie w moim stylu. Zabrakło dystansu. Nie wiem co mi się stało, ale zachciało mi się tego szkolenia we Włoszech, targów międzynarodowych, jeżdżenia po Polsce i takich tam. Oczyma wyobraźni już widziałam stęsknionego Franka, czekającego na mnie w domu po powrocie z takiej business trip ;) No przesadziłam trochę i już.
Ale przesadziłam też trochę z tym rozczarowaniem. Nie wiem, dlaczego aż tak mnie to obeszło. Chyba żal mi po prostu, że nie będą mi szefować tacy fajni ludzie. Ale z drugiej strony i tak na pewno nie są fajniejsi, niż mój obecny szef :) Generalnie stwierdziłam, że się wygłupiłam z tym wyżalaniem się. Trzeba było siedzieć cicho, bo i tak mi już przeszło, a to nie było aż tak ważne wydarzenie w moim życiu.

Poza tym chciałam Wam bardzo podziękować za ciepłe słowa wsparcia. A zwłaszcza za te, które głoszą że jestem taka fajna :) Moje poczucie własnej wartości wróciło do normalnego poziomu :)
A tak serio – no pewnie, że jest mi nadal zwyczajnie szkoda, że nie zobaczę jak to jest w tej innej rzeczywistości, którą już sobie obmyśliłam :), pewnie jeszcze długo będzie. Ale przecież na początku wcale nie zakładałam, że dostanę tę pracę, dopiero potem mi odbiło :) A jak tak sobie myślę, to naprawdę nie wypadłam tak źle. Ok, może oni wszystkim mówią, że wybór był trudny, że delikwenta bardzo polubili i takie tam, ale nie wiem po co mieliby tak grać? Ja miałam wrażenie, że te słowa i ich sympatia naprawdę były szczere. Wiem, że byłam sympatyczna, komunikatywna, otwarta (i przy tym nadmiernie gadatliwa :)) i że zrobiłam dobre wrażenie. Skoro naprawdę zastanawiali się czy mnie nie zatrudnić, to musiałam rzeczywiście dobrze wypaść, bo przecież gdyby spojrzeć na same kwalifikacje, to w porównaniu do tego chłopaka powinnam odpaść w przedbiegach. Mam tylko nadzieję, że przy następnej takiej okazji (że w ogóle taka będzie) doznam ponownie tego uczucia, że jestem fajna, zdolna i że na pewno mnie polubią :) Że moja pewność siebie wróci – podobnie jak wiara we własne siły.
A tak w ogóle to cieszę się, że nadal zostaję u R :) I że nie będę się musiała martwić, czy dam radę chodzić na wszystkie zajęcia na nowych studiach. No i że nie będę się obawiać, że Frankowi będzie smutno beze mnie. I wreszcie – tak naprawdę to ja nigdy w życiu nie chciałam pracować jako sales manager, ale skusiła mnie ta cała otoczka, a przede wszystkim wizja komunikowania się z szefostwem tylko w języku angielskim (no, skoro nie znam włoskiego…) I nadal będę w domu przed szesnastą (nowe godziny pracy to 8/9 – 16/17) Aa, no i jeszcze nadal będę mogła posiedzieć u Was na blogach, kiedy nie będę miała gorącego okresu w pracy :)
Same widzicie, że pozytywów jest sporo.
No i znowu mi wyszła długa notka, a ja przecież chciałam Wam tylko powiedzieć, że wszystko u mnie jest ok, że jestem w świetnym nastroju i że palnę się w łeb za karę, że wspominałam tu w ogóle, że czuję się zawiedziona :)
To rozczarowanie zamierzam spalić, a nie balsamować.