Tak, wiem, obiecałam, ze dzisiaj już nic nie będę pisać, no ale to już prawie jutro jest, a ja po prostu mam taką ochotę
Tak zwyczajnie chce mi się pisać – o niczym konkretnym. W takim
razie, może przede wszystkim ogłoszę wszem i wobec, że już od dłuższego
czasu dobrze się czuję i mam całkiem niezły nastrój
Nie załamałam się, ani nic z tych rzeczy. Owszem, pisałam wczoraj
sporo o żalu i rozczarowaniach, ale po prostu musiałam się trochę wyżyć
Chciałam poukładać swoje myśli, dojść do kilku wniosków. I przede
wszystkim doszłam do tego, że ja się po prostu za bardzo nastawiłam – a
to zupełnie nie w moim stylu. Zabrakło dystansu. Nie wiem co mi się
stało, ale zachciało mi się tego szkolenia we Włoszech, targów
międzynarodowych, jeżdżenia po Polsce i takich tam. Oczyma wyobraźni już
widziałam stęsknionego Franka, czekającego na mnie w domu po powrocie z
takiej business trip No przesadziłam trochę i już. Ale przesadziłam też trochę z tym rozczarowaniem. Nie wiem, dlaczego aż tak mnie to obeszło. Chyba żal mi po prostu, że nie będą mi szefować tacy fajni ludzie. Ale z drugiej strony i tak na pewno nie są fajniejsi, niż mój obecny szef Generalnie stwierdziłam, że się wygłupiłam z tym wyżalaniem się. Trzeba było siedzieć cicho, bo i tak mi już przeszło, a to nie było aż tak ważne wydarzenie w moim życiu.
Poza tym chciałam Wam bardzo podziękować za ciepłe słowa wsparcia. A zwłaszcza za te, które głoszą że jestem taka fajna Moje poczucie własnej wartości wróciło do normalnego poziomu
A tak serio – no pewnie, że jest mi nadal zwyczajnie szkoda, że nie zobaczę jak to jest w tej innej rzeczywistości, którą już sobie obmyśliłam :), pewnie jeszcze długo będzie. Ale przecież na początku wcale nie zakładałam, że dostanę tę pracę, dopiero potem mi odbiło A jak tak sobie myślę, to naprawdę nie wypadłam tak źle. Ok, może oni wszystkim mówią, że wybór był trudny, że delikwenta bardzo polubili i takie tam, ale nie wiem po co mieliby tak grać? Ja miałam wrażenie, że te słowa i ich sympatia naprawdę były szczere. Wiem, że byłam sympatyczna, komunikatywna, otwarta (i przy tym nadmiernie gadatliwa :)) i że zrobiłam dobre wrażenie. Skoro naprawdę zastanawiali się czy mnie nie zatrudnić, to musiałam rzeczywiście dobrze wypaść, bo przecież gdyby spojrzeć na same kwalifikacje, to w porównaniu do tego chłopaka powinnam odpaść w przedbiegach. Mam tylko nadzieję, że przy następnej takiej okazji (że w ogóle taka będzie) doznam ponownie tego uczucia, że jestem fajna, zdolna i że na pewno mnie polubią Że moja pewność siebie wróci – podobnie jak wiara we własne siły.
A tak w ogóle to cieszę się, że nadal zostaję u R I że nie będę się musiała martwić, czy dam radę chodzić na wszystkie zajęcia na nowych studiach. No i że nie będę się obawiać, że Frankowi będzie smutno beze mnie. I wreszcie – tak naprawdę to ja nigdy w życiu nie chciałam pracować jako sales manager, ale skusiła mnie ta cała otoczka, a przede wszystkim wizja komunikowania się z szefostwem tylko w języku angielskim (no, skoro nie znam włoskiego…) I nadal będę w domu przed szesnastą (nowe godziny pracy to 8/9 – 16/17) Aa, no i jeszcze nadal będę mogła posiedzieć u Was na blogach, kiedy nie będę miała gorącego okresu w pracy
Same widzicie, że pozytywów jest sporo.
No i znowu mi wyszła długa notka, a ja przecież chciałam Wam tylko powiedzieć, że wszystko u mnie jest ok, że jestem w świetnym nastroju i że palnę się w łeb za karę, że wspominałam tu w ogóle, że czuję się zawiedziona
To rozczarowanie zamierzam spalić, a nie balsamować.