*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 5 kwietnia 2011

Dzieje się.

Brakuje mi intensywnego blogowania :( Zwłaszcza, że teraz mam szczególnie dużo do opowiadania. A tu okazuje się, że niestety bywa, że blogowanie musi odejść na dalszy plan…
Dzieje się u mnie, naprawdę się dzieje. Wczoraj byłam po raz ostatni w mojej byłej już pracy. Po prawie pięciu latach zakończyłam moją karierę w administrowaniu biurem restauracji :) Zaczynałam jako zwykła pomoc biurowa – ksero, wklepywanie faktur… Potem miałam szansę się rozwijać i nauczyłam się naprawdę bardzo dużo. Gdyby nie ta praca, nie miałabym szans na stanowisko, które objęłam teraz – teraz nie będę już ani pomocą, ani asystentką, ani nawet zwykłym pracownikiem administracji, ale specjalistą… Brzmi dumnie :P Przynajmniej dla mnie ;) Żal oczywiście trochę, bo wiecie jak ja „kocham” zmiany (choć jednocześnie ciągle ich potrzebuję – ot taki paradoks:)). Spędziłam w tej firmie kawałek życia jednak :) Lubiłam tę pracę! Bardzo. Lubiłam szefa R. i lubiłam ludzi, z którymi pracowałam. Ale jak to powiedział R. właśnie – „żadnych sentymentów, trzeba iść do przodu”. Bo niestety nadszedł moment, kiedy widziałam, że niczego więcej na tym stanowisku nie osiągnę i sam R. przyznał, że się tam marnuję… Swoją drogą, przyznać muszę, że przy okazji pożegnań usłyszałam wiele miłych słów pod moim adresem. Osoby, które współpracowały ze mną najściślej (choćby na odległość) dziękowały mi za profesjonalizm i świetne zorganizowanie. A R. „za prawie doskonałość i perfekcjonizm”. To fajne, kiedy człowiek wie, że to co robił naprawdę było przez innych zauważane i doceniane.
Pracę w nowym miejscu zaczęłam dziś. Ale już wczoraj byłam na pierwszej służbowej kolacji – zorganizowanej specjalnie z myślą o mnie, bo chodziło o przywitanie mnie w zespole. Było naprawdę sympatycznie i wesoło. A ponieważ jest to branża alkoholowa, nie mogłam odmówić degustacji i powiem Wam, że pod koniec trudno było mi utrzymać się w pionie, ale trzymałam fason do końca i dopiero w domu poczułam jak bardzo szumi mi w głowie. Swoją drogą, wróciłam do domu w okolicach trzeciej nad ranem! A do tego taksówką na koszt firmy, normalnie full wypas :) Niektóre z Was wiedzą, że taksówkami nie jeżdżę w zasadzie nigdy – no to wczoraj i dzisiaj wyrobiłam normę na jakieś dwa lata.
Więcej na temat nowego miejsca pracy napiszę innym razem. Przyznam tylko, że niestety teraz muszę sobie kompletnie inaczej zorganizować czas. Ale mam nadzieję, że w czasem wszystko się poukłada i nawet na blogowanie będę miała więcej czasu :)
Ps. Padam już dzisiaj na pyszczek, więc odpowiedzi na komentarze pod poprzednią notką spodziewajcie się jutro :)