Niewiele dzisiaj zostało z mojego pozytywnego nastawienia, które towarzyszyło mi w ostatnich tygodniach. Chyba nie wiedziałam tak naprawdę, co to wszystko oznacza. Nie pomagają zapewnienia Franka, że będzie dobrze i wszystko sobie poukładamy. W tej chwili jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Chyba tak naprawdę po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że już nic nie będzie takie samo, że kończy się coś bardzo ważnego i znowu mam myśli, że na dobre opuściło mnie to poczucie szczęścia, które towarzyszyło mi przez długi czas - ostatni raz w pierwszych dniach tego roku. Jestem przerażona i załamana świadomością, że przede mną tak naprawdę ostatni "normalny" tydzień. Później wszystko się zmieni.
Echh, lepiej pójdę już spać. Przynajmniej tyle dobrze - jedna nieprzespana noc i teraz jestem wykończona. Na tyle, że stępiło to moje odczuwanie i wysuszyło kanaliki łzowe. Teraz myślę tylko o tym, żeby przyłożyć głowę do poduszki i pogrążyć się w błogim śnie. Szkoda, że jutro trzeba będzie się z niego obudzić.