*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 27 sierpnia 2009

Słodko-gorzko-słodko.

Franek ostatnio jest bardzo przymilny. Już od dłuższego czasu się stara. W poniedziałek zabrał mnie na spacer. O fajnym spacerze marudziłam mu przez kilka dni i w końcu przyjechał po mnie do pracy. Zarządził szybkie zjedzenie obiadu i kazał wsiadać do samochodu. Franek lubi mi robić niespodzianki. Tylko że ja domyślna małpa jestem. Jakiś ósmy zmysł czy coś. Zawsze się domyślę :P I zgadłam, ze zabiera mnie nad jezioro pod Poznań. Skrzywiłam się, bo jak już wspomniałam, byłam po pracy, więc ubrana byłam po roboczemu. To jest na nogach na przykład miałam czółenka. A tu Franuś z cwaną miną wyciąga moje buty sportowe, które zgarnął z domu przed wyjściem. Pomyślał o wszystkim ;). No, może o krótkich spodenkach zapomniał, ale aż tak ciepło nie było, więc nie musiałam się przebierać. Spędziliśmy miły dzień. I do tego momentu było słodko.
Już się kładliśmy spać prawie, kiedy zrobiło się gorzko. Pokłóciliśmy się o jakąś totalną głupotę. Oczywiście oboje jesteśmy wybuchowi, więc się zrobiła afera z tego. Ja krzyknęłam, on się obraził. W końcu ubrał sie i poszedł do sklepu. Powiedział, że zaraz wróci. Za pięć minut zadzwoniłam, że chcę iść spać. On na to, że już idzie. A ja mu na to, ze nie będę czekać i że lepiej niech nie przychodzi. Oczywiście obraził się jeszcze bardziej. A ja poszłam spać. Zasnęłam nawet na pół godziny, ale potem się obudziłam i nie mogłam z powrotem zasnąć. Denerwowałam się, co on robi i czekałam, czy może jednak przyjdzie. Wyobraźcie sobie, ze o północy wstałam i zaczęłam zmywać naczynia, pozamiatałam, umyłam podłogi… Szkoda mi było leżeć w łóżku i się denerwować. W końcu schowałam dumę do kieszeni i zadzwoniłam. On oczywiście nie chciał odebrać. Ale znam go dobrze. Ubrałam się i wyszłam. Tak jak przypuszczałam znalazłam go na pobliskiej ławeczce, siedział z piwkiem i kolegami. Żebyście mnie widziały w tym bojowym nastroju. Tylko wałka mi brakowało, wiecie tego do ciasta. Grzecznie z kolegami się przywitałam i wzięłam go na stronę. No ale potem to już mi bojowość opadła i tylko ryczeć zaczęłam. Franek też zmiękł. Powiedział, że przyjdzie za jakiś czas. Przyszedł. Już było w miarę ok. Miałam obawy, co sobie o mnie koledzy pomyślą, ale podobno sami go już do domu odprawiali. Zresztą nie moge nic złego na nich powiedzieć, oni zawsze są w stosunku do mnie życzliwi, a jak mamy jakieś spięcie, to zawsze stoją po mojej stronie. Ale nockę miałam z głowy. I nastrój dnia następnego też.. Dlatego właśnie miało być gorzko.
Ale już wczoraj znowu było miło. Znowu mnie Franek zabrał na spacer. I nawet loda mi kupił :P Ech widzicie, bo my moglibyśmy się obejść bez większości tych kłótni, gdyby nie to, że oboje tacy wybuchowi jesteśmy…
Grunt, że notka jednak kończy się słodko. A jeszcze bardziej posłodzę chwaląc się tym, że uwaga, uwaga, mam już napisaną całą stronę i pięc linijek mojej pracy magisterskiej. Dobra, wiem, kropla w morzu, ale ja jestem prawie w euforii, bo myślałam już, że nic nie napiszę. A jak będę tak po troszku, to może do lutego się wyrobię?