Luty to jednak fajny jest. A przynajmniej potrafi być :) Już chyba kiedyś pisałam, że zawsze szarą jesienią i nieprzyjemną zimą powtarzam sobie "byle do lutego". Luty to oczywiście jeszcze miesiąc zimowy pełną gębą, bywa mroźny, biały, mokry, chlapowaty i tak dalej. Ale w lutym zdecydowanie odczuwa się już, że dnie stają się coraz dłuższe! I to jest piękne :)
Kiedy budzę się rano i widzę, że za oknem już szarówka, to od razu inaczej funkcjonuję. Lubię wyjrzeć przez okno i popatrzeć na to szaro niebieskie niebo, na którym widać jednocześnie pierwsze promienie słońca, które wyłania się gdzieś zza horyzontu oraz sierp księżyca. Lubię to zestawienie jaśniejącego nieba i zapalonych latarni. Co ciekawe, niezmiennie kojarzy mi się ono z Hiszpanią albo z naszą podróżą poślubną. A to pozytywne skojarzenia. To dlatego, że tam robi się jasno późno (dopiero przed dziewiątą) i zawsze dziwnie mi było, że jest tak ciemno i jednocześnie ciepło, bo dotychczas ciemne poranki kojarzyły mi się tylko z zimnem :) Prawdę mówiąc, kiedy tak patrzę przez to okno, to jestem niemalże pewna, że na zewnątrz jest ciepło i wieje przyjemny wietrzyk :P W każdym razie jest coś nieuchwytnego w tej magii poranka i momencie kiedy noc przechodzi w dzień. A później jest tylko lepiej i cieszę się, że przed wyjściem z domu mogę już odsłonić wszystkie okna i w taki dzień jak dziś, opuszczam mieszkanie skąpane w promieniach słońca. Z kolei po południu, lada moment i będę wychodzić z pracy "po jasnemu" :) Dzisiaj już widziałam, ze niebo było szarawe a nie ciemne, jak dotychczas. Teraz to pójdzie szybko.
Kocham światło dzienne. Uwielbiam promienie słońca. Świat zdecydowanie inaczej wygląda, kiedy jest jasny. I życie też wtedy inaczej wygląda. Po prostu chce się bardziej.
Wiem, że kiedy nadchodzi luty, to jesteśmy już na prostej drodze do marca, a co za tym idzie do wiosny :) A to są absolutnie dobre wiadomości :)
***
Jestem zdziwiona, że jutro już środa. Kiedy mija to już jest tak blisko weekendu, a przecież dopiero co jeden się skończył. Czas ostatnio pędzi jak szalony. Właściwie to nadal mi to nie przeszkadza, a wręcz przynosi jakieś ukojenie i nie jestem pewna, dlaczego tak jest. Kiedyś zawsze myślałam, że to dlatego, że czekam aż wreszcie wyjaśnią się nasze sprawy, że już mam dość niepewności. A teraz to sama nie wiem. Mijający czas sprawia, że czuję się... hmmm... bezpiecznie... Nie umiem dzisiaj tego wytłumaczyć, ale zastanowię się nad tym i może kiedyś wrócę do tematu :)
***
Za tydzień służbowy wyjazd. Jestem go bardzo ciekawa i zastanawiam się, jak będzie. Na początku nie chciało mi się jechać, ale teraz chyba jestem tym coraz bardziej podekscytowana. Pojęcia nie mam jak to będzie wyglądało i jaki w ogóle charakter będzie miał ten wyjazd, ale coraz bardziej wydaje mi się, że mniej tam będzie pracy a więcej rekreacji. Ale kto wie? Swoją drogą to będzie bardzo dziwne przeżycie, bo jeszcze nigdy nie miała okazji spędzić ponad 48 godzin w towarzystwie praktycznie obcych mi ludzi, z którymi łączą mnie tylko sprawy zawodowe.